Brzydzę się letniością Panie,
Przychodzę tutaj nad ranem,
Aby ze smutkiem Tobie rzec,
Że ludzie przestali już biec.
Jedno z ambon i kazalnic głoszą,
A grzechy w ich życiu się panoszą,
Kompromis panuje w Twoim kościele,
Podeptany dekalog pod stopami parcieje.
I tak patrzę jak bracia i siostry się miotają,
Przez kłamstwo na swoją słabość zwalają,
Szatan chce aby Twe dzieci były osłabione,
Prawa i obowiązki nie mogą być odrzucone!
Nie zgadzam się więc na niedolę,
Złemu na to więcej nie pozwolę,
Przyjdź Ojcze do serc ludzi wierzących,
Tych zranionych i miłości pragnących.
Nie chcę abyś nikogo z nas wyrzygał,
Korzeń zgorzknienia z duszy wyrywaj,
Kształtuj nas jak te naczynia,
Do Ciebie Panie Wołam i Ciebie wzywam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz