środa, 31 lipca 2013

Czy kot płacze?

Nie pokonasz wszechświata,
Choćbyś walczył codziennie,
Bo nie da się zdobyć czegoś,
Co jest nieskończenie wielkie,
Po co więc marnujesz siły,
Kiedy potrzebne są do czegoś,
Co zaspokoi innego człowieka,
Który tylko czeka, aż podasz mu dłoń.

Jeśli płakać miałbym to na bezsilność,
Jeśli narzekać, to na własnego siebie,
Jeśli szukać, to tylko Bożego tchnienia,
Jeśli zamartwiać się to przez bliźnich,
Bo cóż ja znaczę wobec świata,
Jeśli miałbym być słabeuszem,
Który tylko się błąka po niebie,
To już dawno uciekłbym z tej przestrzeni.

Więc czy aby płacz mój potrzebny?
Czy narzekania są czegoś warte?
Poszukuję, bo tak pragnę,
Lecz o zamartwienia stara się diabeł,
Bo Bóg przecież daje obietnice,
Które są pewniejsze codziennie,
Niż podszepty kłamstw złego,
Który chce, abyśmy upadli i zalali się łzami.

Proszę więc Ojcze, abyśmy nie upadali,
Aby zbroja Boża była dla nas ochroną,
Aby łzy były ostatecznością,
Bo przecież Ty jesteś, nawet wtedy,
Gdy mogłoby się wydawać,
Że sam płaczesz przez nas,
A przecież Ty już to przewidziałeś,
Tylko my jeszcze jesteśmy zbyt dziecinni.

piątek, 26 lipca 2013

Kocie ucieczki?

Nie muszę, po prostu jestem,
Leciutki na wietrze pyłek,
Co mknie trochę ostrożnie,
Przebudzony kot,
Któremu motyl usiadł na nosku,
Pobiegł na łąkę i wśród traw,
Szuka reszty motyli,
Które pobudziły kotków gromadę,
Nie dają spać w lekkości swojej,
Drzemiąc na listkach pięknych kwiatów.

Potrzebuję zrozumienia duszy mojej,
Bo gdzieś mnie czasem ciągnie,
Do ucieczki przed niebezpieczeństwem,
Biegnę wtedy myślami do nikąd,
Gdzie czas się zatrzymał i nie ma nikogo,
Gdzie gwiazdy świecą nawet za dnia,
Gdzie słowa są milczącą pochodnią,
Rozświetlającą mroki przygnębienia,
Trzeba przecież żyć, jak należy,
Zgodnie z jednym, pożytecznym planem.

Tymi słowami czasem,
Jest to, co każdy wie,
Są oczywiste i niewypowiedziane,
Bo po co też mówić cokolwiek,
Kiedy czasem oczy powiedzą wszystko ?

Atramentem czerwonym napiszę,
To, co jest mi bliskie i ciepłe,
Niech słowo moje będzie kwiatem,
Tak chcę, by było wyjątkowe,
Ciepłe, tulące, kojące,
Bo cóż czasem człowiekowi więcej,
Skoro z pokorą patrzy,
Na to co Bóg mu w ramiona przyniesie.


niedziela, 21 lipca 2013

O miłości...

Kiedy kończy się miłość słodka?
Gdy zabraknie zaufania tak nagle,
Lub gdy go nie ma od początku,
Wtedy wszystko jest takie zakryte,
A paradoks artysty polega na tym,
Że kobiety są dla niego różne,
Destruktywne i budujące za razem,
Wybrać musi jednak tą, od Boga.

A serce poety może radość przyjąć,
Smutek jednakże także przytulić,
Bo ma pewną tolerancję na rozpacz,
Do granicy, za którą może go zniszczyć,
Bo przecież tulenie nie jest złe, ani pocałunek,
Lecz jeśli z jednej strony jest cukier,
A z drugiej strony gorzkie, powolne łzy,
Wtedy nie nazwie tego dobrą drogą,
Lecz powie, że zagubiony jest,
Bo dusza i serce rozrywają go w obie strony.

A dziś swe oczy kieruję ku niebu,
Bo jego błękit i śmietana chmur,
Działają kojąco na moje istnienie,
Niepotrzebne mi troski światowe,
Bo i ja do świata wstręt noszę,
Za to, co uczynił wielokrotnie,
W moim życiu okrutnik ognia,
Który pragnie bym wciąż upadał,
Lecz Pan mój mnie podnosi i chroni.

Cóż więc powiem o miłości?
Że jest w duchu moim,
Do serca ma mego dostęp,
Nie jest powodem smutku,
Lecz pokoju i lekkości,
Bo choć w ciele się nie realizuje,
To serce musi dorosnąć,
Aby ręce mogły się trzymać razem,
A uśmiechy być wspólne ku niebu,
Żeby Bóg mógł być błogosławieństwem,
Dla ich cudownego złączenia w ukojeniu.

piątek, 19 lipca 2013

Walka jest wyzwaniem

Marzę, bo serce moje jest ciepłe,
Bo tak po prostu potrafię czynić,
Choć mógłbym być lepszy niż jestem,
Tylko dlaczego to trwa tak długo?
Chciałbym być bardziej odporny,
Dążyć do celu nieustannie, nieprzerwanie.

Pragnę tak wielu rzeczy duchowych,
Aby moja intuicja mnie poprowadziła,
Aby oczy patrzyły na Ciebie Ojcze,
Lecz ja jakby nie słucham,
Jestem jak rybka, która złowiona,
Na ten sam haczyk, od stuleci,
Jak motyl wpadający w siatkę,
Jak ćma lecąca do światła,
W ciągłej walce z samym sobą.

Raz trochę z przodu, raz na tyłach wroga,
W ciągłej potyczce z ciałem i duszą,
Aby wyprzeć to, co już nie może,
Prowadzić własnego życia we mnie,
Bo woda, która mnie obmyła.
Jest przeznaczona do innego istnienia.

Lecz tak już będzie, że walczyć przyjdzie,
Aż do zwycięstwa w śmierci dla życia,
Nie w okopie, bo obrona jest przegraną,
Atak jest jedyną możliwością,
Więc składam przed snem dłonie,
Aby móc wreszcie słuchać i szukać,
Tej jedynej drogi do Twego zwycięstwa,
W moim życiu roztargnionego artysty.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Nie rozumiem..

Nie rozumiem tego, co świat czyni,
Nie rozumiem słów, które są wyciszone,
Nie rozumiem dlaczego świat się topi,
Nie rozumiem jak działają mechanizmy,
Nie rozumiem dlaczego ludzie Cię nie szukają,
Nie rozumiem dlaczego płacz jest stłumiony łkaniem,
Nie rozumiem nocnego działania niektórych snów,
Nie rozumiem niespełnionych marzeń,
Nie rozumiem wielu innych rzeczy, ale czy muszę?

Składam się z elementów i to rozumiem,
Szukam Twej drogi i staram się ją poznać,
Uczę się pokory, inaczej nie mogę żyć,
Nie lubię skrajności, chcę ich uniknąć,
A w tym wszystkim jestem spokojny,
Bo rozumiem to, co do mnie mówisz,
Więc to czyni mnie szczęśliwszym,
Bo przewodnikiem jesteś mym i ojcem.

Nie znam przyszłości w ogóle,
Nie umiem policzyć mego czasu,
Nie potrafię współgrać z tym, kto jest mi obcy,
Nie przekażę łez nikomu nieznajomemu,
Nie wiem, co przyniesie jutro,
Nie przewidzę wypadków zupełnie,
Nie przeskoczę nad morzem cierpień, bo chcę Cię prosić, byś je złagodził,
Nie oddalę się od Bożego uczestnictwa w królestwie,
Lecz czy to ważne? Przecież Ty tym wszystkim rządzisz, Ty zdecydujesz,

Więc mogę spać spokojnie,
Bo Ty Boże czuwasz nade mną.

Dziękuję. 

środa, 10 lipca 2013

Odlecę? Czy będę siedział na kamieniu?

Ptakiem siebie nieraz nazywam i w myślach frunę nad lasami niczym wielki brunatny orzeł. Zastanawiam się czy dziś wzbiję się w przestworza, aby móc świat podziwiać z góry? Ale przecież orzeł śpi o tej porze, a lata w dzień. Tylko czy ja latam w dzień? Chyba usiadłem na kamieniu, aby odpocząć od wszystkiego. A to niedobrze, bo przecież skrzydło moje, choć w bandażu to przecież już może odbić ciało od podłoża. Ale jestem leniwym orłem.

A leciałem dniami i nocami, po to, aby być szczęśliwym. A czy teraz jestem wesołym poetą? Pewnie, że jestem rozweselonym artystą, ale jakby takim pasywnym wobec tego, co trzeba jeszcze zrobić. A jeszcze tyle jest do zrobienia, a czasu coraz mniej, obudź się wreszcie nim będzie za późno Kocie!

Ach tak, tak już nie śpię przecież. Tak od nowa wszystko trzeba złożyć? A gdzie tam! Wystarczy to, co zbędne wyrzucić, bo podstawy to Ty już dawno masz odpowiednie przecież. Skoro od grzechu się nawróciłeś, nie pozwól by on wrócił. Skoro narodziłeś się na nowo, nie musisz przechodzić tego powtórnie. Skoro Pan Twój umarł za Ciebie na golgocie, zrobił to raz i do końca, z wszelkiej swojej mocy zło w ciele swoim zabierając. Skoro Duch w tobie Święty mieszka, to spraw, aby było mu w Tobie jak najwygodniej i jak najlepiej.

Na szczęście ja nie muszę się błąkać już po świecie. Nie muszę się zamartwiać, bo Pan mój jest ze mną. A choć ciało moje ze mną walczy, ono umrze, czy chce, czy nie chce i tylko Duch pozostanie, aby dać mi odmienione życie. Wszystko co słabe ustąpi i na to miejsce Bóg mój da coś innego. Bo to co osłabione, tego my ludzie już nie naprawimy, bo musi to umrzeć, aby Pan nasz mógł dać nam coś zupełnie innego.

Miesiąc łzy wylewałem rok temu, a niepotrzebnie, bo przecież w mocy Bożej nie musiałem, Bóg się troszczył cały czas i będzie to robić, dopóki ja będę chciał, aby on był przy mnie. A i teraz niepotrzebnie bym się zamartwiał, skoro mam żyć jak zwycięsca dzięki mocy Bożej zbroi. A niepotrzebny mi świat do szczęścia. Dla mnie zawsze miłość była najważniejsza i do dziś się to nie zmieniło. Jednak dziś źródło tej miłości jest inne, bo nie z ciała, ani z duszy pochodzi lecz prosto z rąk mego Ojca w niebie. Więc czy może być coś lepszego od tego?

A czy odlecę? Już rozpościeram skrzydła do lotu i odfrunę, by skrobać piórem gdzieś indziej, o czym innym i w innym czasie, lecz zawsze będę leciał w stronę nauczyciela mego Jezusa Chrystusa. A on będzie leczyć moje rany, które sam sobie zadam przez nieposłuszeństwo Ojcu, lecz ufam mu, że niosąc codziennie swój krzyż wiary cel mój będzie tego warty.

niedziela, 7 lipca 2013

W której tarczy jestem?

Jestem jak tarcza strzelnicza, w którą wystrzeliwane są pociski. Serce moje jest na samym środku, za największą ilość punktów. Kto wbije we mnie swoje ostrze? Zły morderca moich marzeń? A może nieuczciwy handlarz zdradliwych uczuć? A może będzie to pocisk złego, który sprawi, że tarcza aż odskoczy ze stojaka, na którym Bóg ją postawił? Nieustannie jestem narażony na to, co z ciała pochodzi. Ukrzyżowanie Chrystusa odbyło się raz, tam na Golgocie, lecz moje życie ukrzyżowane musi być na niej codziennie. Ciało musi umrzeć, a czy zrobi to tutaj na ziemi, czy w innym miejscu, ono nie wejdzie do chwały Twojej Ojcze. Mam tego świadomość, że jeśli się nie zaprę samego siebie, wtedy Ty mego "ja" zaprzesz się od razu.

Do czego należę? Tutaj na świecie nikt nie ma do mnie prawa jak tylko Twoje serce Boże. Póki na ręku moim obrączka nie zagości, serce moje będzie skierowane ku Tobie, bo do Ciebie należy. Nawet kiedy zakocham się, kiedy z Twojej woli oddam uczuć swoich komuś, komu zaufam, Ty nadal będziesz na moim piedestale, który Ty sam postawiłeś w moim życiu. Chciałbym kochać, lecz razem wspólnie we dwoje nie tylko siebie wzajemnie, ale przede wszystkim Ciebie Twórco wszystkiego, co jest tutaj wśród nas. Pobłogosław każdy czas w życiu, aby nam Ciebie nie brakowało nigdy.

W jakiej więc jestem tarczy? Na pewno w tej, która na duchowym froncie jest gdzieś w centrum, która ma wspierać i chronić tych, którzy giną. Po cóż mi talent pisania dałeś ? Przecież nie dla skażenia ludzkiej duszy, lecz dla jej podniesienia i umocnienia. Takim jestem oto kocim poetą, lecz Ty mnie kształtuj, nie chcę czekać w bezczynności! Muszę pobiec w stronę, którą wytyczy mi Duch święty, a nie człowiek, lecz Twoja wola są dla mnie najważniejsze. Nie chcę zatracić się w tym bezbożnym świecie, a o to dziś nietrudno. Lecz Ty Panie prowadź mnie i daj do ust moich słowa, których ludzie dziś potrzebują, nie dla mego wywyższenia, lecz dla Twego, bo tylko Tobie chwała się należy. Ja jestem tylko Twoim sługą. Cieszę się jednak, że serce moje jest żywe, że świat nie znieczulił go na to, co się wokół mnie dzieje, to wszystko zasługa pracy Twoich świętych rąk w moim umyśle i duszy, dziękuję Ci Ojcze.

Jutro też jest dzień. Dzień pełen wyzwań. Trzeba przekroczyć granicę, a niektóre rzeczy wyrzucać ze swojego życia. Ukaż mi je Panie, abym nie był ślepy. Tylko w jedności z Tobą mogę zostać oczyszczony ze wszelkich rzeczy, które mnie artystę ograniczają. Nie ma jednak rzeczy dla Ciebie niemożliwych, dlatego oddaję wszystko bez wyjątku Tobie. A przed snem proszę jedynie, abyś aniołów swoich zesłał, aby pomogły mi wznieść się do chmur, abym mógł poczuć dotyk Twojego wzroku. Będę szukał Cię nieustannie, abyś mógł zachować swoje działanie w moim życiu, bez względu na to, jaki ja będę. Pragnę abyś był przy mnie, wtedy będę szczęśliwy.

środa, 3 lipca 2013

Jesteś? Zostań.

Ja artysta zostałem pokonany. Pokonany przez samego siebie. Wielokrotnie krocząc przez świat pokonywałem samego siebie. W złości, w smutkach, w płaczu byłem na skraju totalnego zrozpaczenia. Kiedy czasem odbijało się to, co w kwiecie dałem uśmiechowi, byłem pokonany. Aż do momentu, kiedy ze mnie samego pozostały tylko ochłapy, czegoś co tak przez ten cały czas mi ciążyło na sercu i nie pozwalało się wzbić w powietrze.

Był to we mnie człowiek o umarłym Duchu, którego Ty Panie Boże wzbudziłeś, abym dziś zamiast pokonywać samego siebie, po prostu swoje odrzucał. Abym nie na samym sobie polegał, lecz na Twojej drodze, która jest jedyna i niepowtarzalna. Bo choć zupełnie nie mam pomysłu na to, co zrobić ze swoim ciałem, Ty masz pomysł na to, co mogę czynić z Duchem, którego mi ofiarowałeś. Ciebie Ojcze jedynego chcę słuchać, nie świata, nie uśmiechających się do mnie zewsząd pokus, nie kłamstw złych duchów, lecz Ciebie Boże niebieski.

Taki jestem pełen szczęścia, że mogę polegać na kimś, na kim się nie zawiodę, że mogę czytać słów, które zawsze będą dla mnie pokrzepieniem, ale i pouczeniem i skarceniem. Twoje nauczanie jest tak niesamowicie uniwersalne, ale i bezkompromisowe i jednakowe. Chciałbym, aby moje życie było takie pełne dobroci, pewności siebie i jasnego kierunku, jakim jest podążanie do celu - Jezusa Chrystusa. Niepotrzebne byłoby mi cokolwiek innego, jeśli bym Panie Twojej opieki nie miał. Stracić mogę wszystko, jeśli Ty tak zdecydujesz, co mi odebrać. Nie zabieraj mi jednak siebie, bo cóż mi wtedy pozostanie? Bez rąk Twoich kto mnie będzie niósł? Kto otrze moje łzy, kiedy płakać będę w poduszkę? Za każdym razem mój płacz pewnie Cię smuci, lecz wiesz przecież, że i mi czasem przynosi łzy to, co mnie spotyka, lecz jeśli chcesz mojej odmiany, to porusz moje serce, w sposób jaki Ty chcesz.

Dzień się już prawie skończył, ale Ty towarzyszyłeś mi od poranka, aż teraz po ciepłą noc. Będziesz przy mnie i kiedy będę spał, a anioły, które posłałeś, aby mnie strzegły będą przy moim łóżku, w czasie mego snu. Dziękuję Ci za wszystko, za dzisiaj, a i jutrzejszy dzień błogosław mi Twoją obecnością. Miłości proszę doświadcz mnie jak najwięcej, bo mojemu sercu potrzebna jest równowaga, ale wierzę, że Ty ją ukształtujesz już niedługo. Dopóki szept mój w ciszę wpada, będzie wysłuchany.