poniedziałek, 29 kwietnia 2013

List do kobiet upadłych

Kobieto światowa, którędy Twe stopy kroczą, że karmisz siebie niegodziwością? Dlaczego hańbą jesteś dla swojego imienia? Wyniosłością jesteś niczym paw, a zuchwałością przewyższasz niejednego mężczyznę. Pierś Twoja ponętna, lecz zamiast pokarmu zawiera truciznę. Rzęsami podniesionymi ku górze zanosisz spojrzenia współczesnej meduzy. Zatracona Twa przyzwoitość, ciałem swym handlujesz na ulicach i w domu, dzieląc je na kawałki. Męża nie potrzebujesz, mówiąc: "na co mi jeden wytrwały, skoro mogę mieć stu kochanków?". Wydajesz na siebie wyrok, wnet bestia Cię pożre bezlitośnie.

Brzydzi się serce moje tańcem Twoim, gdzie korowód nieczystości jest na jego czele. Sama nie wiesz dokąd idziesz, a brniesz w ślepą uliczkę. Maski do tego zakładasz, jak w greckim teatrze, a błoto nakładasz na twarz. Kremy wcierasz w uda swoje, opiekasz swe ciało w piekarniku, o piękno swe nieustannie zabiegasz. Na próżno Twe starania, bo śmierć wyda zmarszczki na ciele całym i zgnije jak przejrzały owoc.

Lecz Pan nasz z gór zstąpił i chce podać Ci rękę, Odrzuć swe uciechy, nie dla ciała walcz, lecz w Duchu usłuż mężowi swemu. Czas jest bliski, blask światła gaśnie, okryj się czystą szatą. Bóg woła do Ciebie, a ja poeta daję Ci słowa Jego.

Uratuj  duszę swoją, bądź radością w oczach Ojca. Któż jak nie Ty będzie w czasie końca pomocą w domu męża Bożego? Nie daj wzroku jego skraść przez kochanki nocy. Chrystus czeka na Twoje słowa, czyste, piękne, kobiece. W modlitwie oddaj mu swoje troski, odwróć swój wzrok od złego romansu. Tańcz, lecz szlachetnie pod okiem Pasterza. Spełnij swe Boże powołanie w czystości dla męża. Bądź dzieckiem Bożym i żoną w miłości niezachwianej. W górę patrz ubrana w białą suknię. Opaski zamień na kwiaty, zamiast kremu, aloes, zmyte błoto z policzków Twoich. Tylko tak uratujesz się od zguby.

Dla końca listu tego, poeta przesyła błogosławieństwo kobietom świata tego. Wierzę, że serca skamieniałe Pan nasz Jezus Chrystus skruszy, a oczy otworzy, ponieważ dobrym pokarmem jest słowo Króla całej ziemi. Pamięć niech je zachowa, bo czasu coraz mniej. Niech się dokonają sprawy światła w duszy wszystkich zagubionych niewiast, które opuściły drogę życia. Niech Bóg Was prowadzi.

piątek, 26 kwietnia 2013

Atramentu zakup więcej.

Zatrzymałeś się poeto w czasie. Porywasz serce swoje, żeby patrzyło na to wszystko, co przed nim. Bierzesz długopis i piszesz po południu i wieczorem. Znów ambicje masz na bycie kimś lepszym w swoim talencie, pisząc poemat długości stonogi, gdzie kartek jest koło dwudziestu, a wersów kilkaset. Piszesz poemat dziennik, co w duszy ci gra, chcesz tworzyć. A spoważniałeś poeto, to znak, że już dojrzalej chcesz określić, śladem po papierze swoje aspiracje przed chmurą, pod niebem błękitu. Że też ci się to nie nudzi kochający człowieku.

I przekonujesz sam siebie, że to, jak kiedyś, ale inaczej. A dlaczego inaczej, skoro forma podobna? Ano dlatego, bo dziś możesz być, jak to mówią inni przybity i markotny, ale na drugi dzień możesz być szczęśliwy, bo śnisz inaczej. Czasem zasypiasz i budzisz się, bo latarnie przy drodze Cię budzą, bo słyszysz głosy, innym razem śpisz, jak kamień. A potem budzisz się i w górę wznosisz ręce i NIEWAŻNE dlaczego, ale zawsze z życiem. Rozmawiasz z Bogiem. Przepraszasz, dziękujesz i prosisz, zazwyczaj w takiej kolejności. Piszesz przez Niego, dla Niego o sobie i dla innych i dla siebie, ale chcesz być szczęśliwy. Łapiesz chwilę i nie puszczasz, dopóki iskierka nie zapłonie w oczach Twoich.

Uparty artysto. Kochasz Boga, kochasz ludzi i błogosławisz im, nawet największym zdrajcom, którzy słowami pobili Cię do wewnętrznego płaczu. Błogosławisz często każdego człowieka, zanim spojrzysz na niego, a to nic, że nie musi on być przy Bogu, ty chcesz aby był szczęśliwy. Bożym poselstwem chcesz przekazać światu, że choć sam czasem się smucisz w niedokończonej bajce własnego życia, masz w świecie coś pięknego. Zawsze szukasz głosu Bożego w tym, co Cię otacza. W pięknie pachnącego powiewu kwitnących drzew, w śpiewie ptaków, w mrówkach, które dziś miliardami wyszły i w tłoku poczęły maszerować nie wiadomo gdzie i po co, mówiąc Ci, abyś był pracowity jak one, które potrafią przetrwać, bo trzymają się razem.

Słońce już śpi, teraz już tylko harcują gwiazdy i leniwy księżyc, a  Ty znów jesteś przy stoliku i karmisz papier swoimi słowami ile tomów jeszcze zapiszesz? Ile słów wylejesz ?  A ile z nich poślesz wraz z motylami na powietrze w liście, ile puścisz na tratwie z liści strumykiem, ile w butelce na skrawku karteczki, która popłynie morzem? A ile wreszcie spadnie na ziemię i nikt poza Bogiem ich nie odczyta? To wie tylko twój Ojciec w niebie, ale do tego przecież cię powołał, abyś służył innym, a on sam da ci to, czego pragniesz.

Dlatego nie na darmo masz piórem walczyć, a nie karabinem, sercem, a nie gniewem, słodkim szeptem, a nie szaleńczym krzykiem.Miłością, a nie zdradą, przyjaźnią, a nie zawiścią. Ramionami, a nie łokciami, rozłożoną ręką wyciągniętą ku górze, a nie pięścią zaciśniętą i skierowaną ku dołowi. Tego wszystkiego uczy cię Bóg, jego słuchaj, a będziesz szczęśliwy i bez utrapień.

Na zawsze.




wtorek, 23 kwietnia 2013

Halo? To ja twoje serduszko.

Żebyś ty poeto poznał siebie na tyle, aby wiedzieć co sprawiłoby tobie radość. Przez ten  świat chodzisz i wciąż szukasz utraconego anioła i piórek, które pospadały przy jego odlocie. A choć Bóg zesłał ci swoje sługi, aby te podnosiły cię, ty na przekór światu w uporze maniaka wciąż chodzisz, nie umiejąc trafić do celu. Jesteś uparty i ufny wobec Ojca w niebie, dlatego będzie ci dane, to, czego pragniesz, aby mieć jeszcze więcej sytuacji, z których mógłbyś wyciągnąć natchnienie.

Inne jednak słodsze, aby to nie zwiodło cie do ślepej uliczki, bo chusteczek na tym świecie nie starczy, aby twoich łez potoki osuszyć. Cieszą cię zwierzęta, ptaków śpiewu słuchasz, oglądasz je, kiedy szybują, a choć koty przed tobą uciekają, ty z utęsknieniem wyglądasz za motylami - może wyjdziesz ich poszukać na łące? Jak daleko jeszcze posuniesz się do zaspokojenia potrzeb estetycznego piękna i zachwytu nad życiem? A choć świadomość masz, że sam na miłość Bożą wpływu nie masz, bo przecież przez Boga zdefiniowana została przed wiekami, to tęsknisz za manifestacją uczuć swego serca. Czekaj więc, bo teraz ja serce twoje mówię ci, na co masz popatrzeć.

Usiądź artysto w swoim fotelu otul się kocem i pomyśl o tych, którzy umarli, abyś ty żyć dziś mógł. Wiedz, że nie tylko Chrystus to dla ciebie zrobił, ale i wiele ludzi, którzy wyznawali jego obietnicę, a śmierć z powodu prawdy ponieśli. Potem w pięknie świata odnajdź to, co zainspirowało cię do tworzenia. Szepczesz pod nosem, że to niespełniona miłość i porzucenie. A ja ci mówię, ja serce twoje, że to nie z tęsknoty piszesz, a z radości. A jeśli przeczysz to ja pokażę to tobie teraz.

Spójrz w gwiazdy, a potem zamknij swe oczy i tańcz do wiatru tego wieczora, który szumi w uszy twoje, abyś został ukołysany w myślach swoich. W marzeniach masz miłość, ale dziś nie czerpiesz jej z piersi swej kobiety, lecz z rąk swego Pana, który przynosi ci ją zupełnie za darmo. A on sam wcześniej dał Ci do swojego wnętrza, że miłość jego rozumiesz, ale bezprawnie z niej korzystałeś, bo się zagubiłeś i dałeś ponieść własnej pożądliwości. Dlatego słuchając napomnienia odwróciłeś się od czegoś, co robiło z Ciebie niewolnika, jeden smutek z głowy! A potem te myśli jeszcze o wszystkim, jakby się koło zębate zatrzymało prawda? Choć ziemia się kręci Ty stoisz, wraz z czasem swoim, będąc niezależny wobec swoich pragnień. Trwaj tak na skale swej wiary, artysto proszę cię.

Serce twoje cieszy się z wolności twojej i samo pragnie móc kochać tak, jak sam o miłości pisałeś kiedyś, kiedy jeszcze dusza twa nie słyszała o krwi Zbawiciela. Jakże jest to piękność w oczach Twoich, skoro pragniesz dobroci, czystości i wiele innych. Serce się pod tym podpisuje, a mówi ci abyś strzegł swojego skarbu - wiedzy o tym, jak prawdziwie kochać, bez zazdrości, złości i przygnębienia. A ciała swego nie słuchaj - jest krnąbrne i zuchwałe, musisz je ujarzmić przez ducha swego. Pamiętaj słuchaj Pana swego, a ten cię nie zawiedzie, jak uczucia twoje i zmysły twoje.

Lecz czy ty zechcesz słuchać serca swojego, które puka do uszu twoich i chce byś go używał dla dobra nie swego, a innych? Nie dla siebie pragnij, a innym usłuż, wtedy ty również zostaniesz ukochany, tak jak dusza twoja pragnie tego od lat młodzieńczych.

sobota, 20 kwietnia 2013

W zniewoleniu własnych uczuć

Poeta zamyślony stoi na łące, ale jedynie we własnej głowie, bowiem za oknem już zmrok. Myśli o tym, czego pragnie dusza jego. A chociaż przez dni ostatnich kilka zadręczał się niepotrzebnie, to już minęło, bo w przeszłość zgodnie z zasadą "nie potrzebuję" nie spogląda. Ogarnia go spokój, którego potrzebował. Nie wie co go uspokoiło. Czy to wiatr wiejący prosto w jego twarz, czy może wczorajszy pokaz lotów, bynajmniej nie kosmicznych, a ptasich. Ciężki to był tydzień dla niego, pełen wzlotów i upadków, żalów, ale i radości. Jaki więc zrobiłby bilans? Żaden, bo nie ma ku temu potrzeby.

Musi badać własne serce. Stoi w myślach swoich na trawie, lecz wokół pusto. Mylnie myśli, że nie ma nikogo, bo przecież wokół krążą różne siły. Z jednymi chce się utożsamiać, a inne zatruwają myśli jego, chcąc zmusić go do żalu i strumyków łez na policzkach. Lecz fizycznie jest sam, nie ma nikogo wokół. Żaden człowiek nie ma wpływu na to, co teraz myśli i czuje artysta stojący bosymi stopami na pustej przestrzeni. Jest tylko on i Bóg. Nie odpływa on lecz zadaje Panu pytanie o to, dlaczego jest w ten sposób targany od wnętrza? Dlaczego czasami czuje się samotny, nawet jeśli otaczają go ludzie?

Pustka. Cisza, ale spokojna i bezchmurna. Kwiaty wokół, motyli mnóstwo, może jakieś ptaki przylecą i pośpiewają swoje pieśni? Nie ma namiętności, ani goryczy i to jest pozytywnością. Pożądliwości z ciała, w nim są ukryte i od niego pochodzą. Zwodnicze serce kieruje na oszałamiającą zmysłowość, która chce zamroczyć oczy ducha. Nieujarzmione zmysły chcą reagować inaczej, lecz artysta nie chce się miotać, bo inaczej zostałby rozerwany na tysiące kawałków. A letni przecież być nie może. Delikatność go otula i iskierka nadziei, że harmonia będzie mieszkać, a nie tylko przebywać tymczasowo w serduszku.

Usiadł wreszcie na kamieniu ze wzrokiem wzniesionym na Pana, lecz nie smuci się. Karmi się zapachem i muzyką ze swego wnętrza. Wichry ucichły i nie szumi mu w uszach. A choć w głowie marzenia ma o dłoniach trzymających jego ręce umoczone w atramencie swojego istnienia, czeka. Bo cóż ma począć, skoro nie on wytycza granicę, gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna się poezja. Gdzie kończy się dramat, a zaczyna się liryka. Gdzie proza łączy się z wierszem, a miłość oplata ramionami spragnionego wody tancerza w wiśniowej marynarce. Nie on sam, a o tym decyduje jego Pan dobry i kochający ponad wszystko wyłącznie dobro.

Dlatego dopóki trwa i pisze, to jego pragnienia są żywe. Dopóki pragnie, dopóty prosi, a kiedy wreszcie się spełni, doceni czas, w którym mógł w spokoju poukładać układanki, złe kawałki wyrzucić, a zniszczone zmienić na nowe, aby obrazek życia był bardziej kolorowy. Dopóki starczy atramentu, dopóty tworzy. A wierzy, że Bóg widzi jego słowa, a odpowiada na nie: "trwaj poeto, przetrwasz burze, przetrwasz pustkę, jeśli będziesz mi ufał". A pisarz przytakuje, uśmiecha się, przeprasza znów za wszystko, co złe i wraca. Do rzeczywistości, aby przemykając się między swoimi pragnieniami przetrwać i zaatakować wrogie siły w modlitwie. Nie odpuści teraz przeciwnikowi, który go zniechęca, bowiem Duch Święty jest w jego wnętrzu, a wiarą swoją odeprze wszystko, co będzie przeczyło przyszłości okraszonej szczęściem.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Uznaję Twój autorytet i dzięki niemu mogę trwać

Poeta mógłby się zatracić w tym świecie, jeśli nie uczepiłby się Boga. Musi wykazać się roztropnością i odpornością, kiedy wzrok jego wodzony jest ku pokusie. Co najlepsze nie jest zmuszony się smucić, ponieważ Duch we wnętrzu jego jest pocieszycielem. Dlatego oczy swoje odwraca od nierządnic tego świata, które mogłyby pociągnąć go w przeciwnym kierunku, niż jest mu to przez duchowość jego wytyczone.

Promienie słoneczne padają na twarz, aby dać okruchy szczęścia. Niebo niebieskie jest dla wszystkich, którzy pod nim mieszkają. Artysta wznosząc ku niemu swe ręce jest rozweselony, albowiem Bóg tworząc świat przyrody wiedział, że tkliwe serce będzie się nim radować. Hołdem jego dziękczynnym jest psalm zanoszony ku jego Królowi, który siedzi po prawicy Boga najwyższego.

Poeta jest wolny. Każdego dnia, kiedy słońce toczy się ku zachodowi, on jest szczęśliwy, że przez ofiarność Chrystusową może oddychać spokojnie. Ufa, że wszystko, co przeżył miało jakiś cel. Uświadamia sobie, jak malutki jest wobec wszystkiego, co go otacza. Otula go miłość jego Boga, z którym rozmawia i korzy się przed nim, jeśli Jego oblicze zalane jest łzami, za występki sługi.

Natchnienie do swej pracy talentu, czerpie z obserwacji świata. Wszystkie uczucia ma w sercu, a jest ich taka mnogość, że niemal się z niego rozlewają. Innym źródłem, z którego czerpie jest Duch oraz Słowo Boga, przy pomocy którego uczy się i rozwija. Nie porzuci drogi światła, albowiem chce być Bożym artystą, widocznym dla Królestwa Bożego. Nauczycielowi swojemu chce się podobać, lecz nie światu, pełnemu zagubienia i zatracenia. Dlatego pragnie iść i rozkoszować się tym, co z Nieba jest mu dane, odrzuca za to obłudę i zwodnicze działania złego, który wichrem chce zrzucić go ze skały wiary. W zamian oferuje mu nic nie warte zabawki i złote klejnoty. Poeta jednak w skromności chce żyć, jak jego pasterz, bo tak mu przykazał. Wiarą jest swą umocniony i obietnicą z Nieba, której pewien jest, że się spełni.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Czas zawirował

Stojąc w miejscu, nie może poeta iść naprzód. Nawet wie więcej: stojąc, niemal cofa się, bo nie rozwija się. Stratę uznał za zysk, więc po co zadręcza się czymś, co już go nie dotyczy? Niepotrzebnie traci czas, kiedy w świecie kwiat trzeba zerwać, a on wciąż kory drzew się uczepił, czekając znów na zielone liście. Tylko po co czeka na nie, skoro pudełko na liście spłonęło wraz z jego niespełnionymi marzeniami, o jego zapełnieniu?

Kiedy pytałem się Ciebie Panie, o to dlaczego, to Ty dokładnie pokazałeś mi niemal swym palcem rzekłeś: "właśnie dlatego". Usłyszałem niemal "po co się męczysz poeto z czymś, co już Cię nie kształtuje od lat w dobrym kierunku, jaki ja ci wytyczyłem?" A ja przytaknąłem w szerokim uśmiechu i dziękowałem wielokrotnie za tą drogę, z której mnie wziąłeś. Przepraszam Ciebie jednocześnie za wszystkie niesforności nowo narodzonego dzieciaka, jakiego we mnie ukształtowałeś, kiedy z wody życia moje ciało się podniosło. Wszelkie nieczystości wypłukałeś i zmyłeś raz na zawsze. A ja czasem znów przychodzę pobrudzony, bo jak to małe dzieci - upaćkają się bawiąc się poza domem spokoju. Ale Ty karcisz mnie, tak jak surowy, lecz sprawiedliwy ojciec. Dziękuję Ci - inaczej jeślibyśmy byli niesforni w swojej duchowości, po co byś nas napominał, do zmian swojego postępowania?

A Ty Królu mój, panuj w moim sercu, bo mówisz, abyśmy o tym co w górze jest myśleli, a nie tym co tutaj na dole, które przyjdziesz i skruszysz prawdą i majestatem swoim. Dlatego właśnie zabrałeś mi coś, dając w zamian ochronę przed smutkiem. Czas zatrzymuję wreszcie, bo dostanę zawrotów głowy od swojego rozproszenia. Zatrzymuję go będąc w miejscu, lecz podejmuję wyzwanie zmian. Jednak ani oglądać za siebie się nie zamierzam, bo dni utraconych ani nie przywrócę ja, ani nikt inny tutaj. Teraz chcę by liczył się dla mnie dzień jutrzejszy, bo dziś powoli zmyka i wymyka mi się sprzed myśli moich.

Przynoszę Ci moje grzechy, prosząc o uniewinnienie. Jednocześnie wierzę, że zgodnie z Twoją obietnicą oddalasz ode mnie złe chwile jak wschód od zachodu, a ja tak samo oddalając się od nich chcę o nich zapomnieć, a wzrok coraz wierniej kierować ku Tobie Panie, budując Twoje królestwo, słowem, czynem i zmianą życia, aby być podobnym do Ciebie Chryste, który swoją ofiarą za mnie odkupiłeś życie wszystkich ludzi. Naucz mnie jak żyć, aby nie krzywdzić innych, ani samego siebie nie skazywać na utrapienie. Chcę dążyć za Twoim poselstwem w świecie i w każdej chwili radzić się w duchu co uczynić, aby niesforność swą podporządkować Twojej woli, bo nic co moje, moje nie jest, lecz Twoje Chryste, który mnie prowadzisz. Niech nawet okruszek pychy nie przesypie się przez sitko mojego życia, uznając wszystko co tutaj na ziemi za moje, skoro wszystko otrzymałem od Ciebie na chwilę, bo pobyt tutaj to tylko chwilka w porównaniu z wiecznością. Dlatego uznałem Cię za mojego Pana, a wszystko choć od Ciebie pochodzi w podarku dla mnie, nadal jest Twoje - ja tylko tego używam, bo pozwoliłeś mi to czynić. Jednak nauczyć od Ciebie muszę się wiele, ufam jednak, że poprowadzisz mnie w drodze, na której stoję, bo nikt tak nie potrafi mnie kochać jak Ty, więc któż byłby tutaj na świecie dla mnie lepszy od Ciebie?

Dlatego dziękuję Ci za ten dzień i ofiarą moją dla Ciebie, niech będzie nauka dnia następnego, aby być jeszcze bardziej podobnym do Ciebie, aż wreszcie się spotkamy, a Ty nie wyrzekniesz się poety, tego me serce dziś pragnie, aby móc służyć Ci słowem swym po wsze czasy, szczerze i od serca, jak nikomu innemu.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Twoim jestem, a Ty moim szczęściem

Jeśli byłbym ślepy nie widziałbym, jeśli byłbym głuchy nie słyszałbym, jeśli byłbym chromy, nie chodziłbym, gdybym był bez uczuć, nie kochałbym, gdybym był słaby, nie walczyłbym ze światem. Lecz to wszystko mi nie grozi, ponieważ Ty Panie jesteś przy mnie i dziękuję Ci za to. Niesamowite jest w Twoim stworzeniu, że umieściłeś na właściwym miejscu, odpowiednie osoby. Pejzażem rysujesz na moich oczach sytuacje, których potrzebuję. W modlitwie mojej język wypowiada setki, jeśli nie tysiąc słów, a Duch mój goreje z Twojej obecności. Jeśli ktoś mnie zapyta czy istniejesz, bez wahania odpowiem, że oczywiście. Jeśli ktoś zapyta mnie czy działasz w moim życiu, to odpowiem, że jak nikt, nigdy nie działał, tak Ty kierujesz moim słowem, uczuciem, oraz wyrazem mojej twarzy.

Nie śmiałbym odpowiedzieć obraźliwie, na Twą pracę przez ręce moje, które potrzebują Twojego podtrzymania, aby być na tyle zręcznymi, aby móc uchwycić narzędzie mojego życia. Przyrządem jakim się posługuję jest serce, które płacze, kiedy jest ku temu potrzeba. Lecz dziś jeśli łzę swą uroniło, to z rozczulenia i tkliwości raczej, niż z rozpaczy. Pokropiłeś moje policzki wodą z nieba, a być kropelką zmieszaną z łzą szczęśliwości jest dla mnie otuchą samą w sobie. Tak znasz mnie na wylot, by dać mi kilka szczególików, które w naturze stworzyłeś, chcąc mnie uszczęśliwić i wzruszyć, jak ptaki, jak kot uciekający przed moim domem. Dziękuję Ci Boże za to wszystko.

Cóż jeszcze rzecz mógłbym, kiedy gwiazdy oświetlają przestrzeń nade mną, świerszcze lada chwila zaczną grać swoją muzykę, a ptaki tylko czekają, żeby mnie z rana obudzić? Cieszyłbym się chyba jeszcze bardziej, gdybym mógł wyjść tak przed swój dom, usiąść w trawie i patrzeć na świetliki . Może kiedyś mi się to zdarzy przeżyć? Oddaję wszystko w Twoje ręce mój Ojcze. Ja nie wiem, co zamierzasz w przeciągu kilku lat, ale wiem, że będzie to dla mnie coś niezwykłego. Błogosław proszę wszystkich ludzi, na których będą patrzyły oczy moje. Umocnij w wierze słabych braci moich i siostry. Daj przez ręce moje, słowa, czyny i gesty napojenie wodą życia, wszystkich ludzi spragnionych Ciebie, którzy przetną drogę mego życia. Nic bardziej mnie nie uszczęśliwi teraz, jak porzucenie własnych słabości w służbie Tobie Panie mój i królu. Prowadź więc i strzeż mnie przez dni wszystkie i noce ciemne, abym nie zbłądził i zwiedzony nie został przez przeciwników swoich.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Przy stole



Jako, że zostałem zaproszony tutaj, dało mi to sposobność ku temu, żeby mówić o tym, co serce moje nosi w środku. Lecz nie tylko o sobie raczę powiedzieć słów kilkanaście moi drodzy bracia i siostry, którzy bliscy jesteście mi każdy z osobna, ale również o Was. Cieszę się, że mogę być tutaj razem z wami, szczególnie zważywszy na to, że w domu swoim nazywany jestem bluźniercą i heretykiem, a o ile to bardziej mnie boli, kiedy więcej bluźnierstw wobec Boga wszechmogącego sam słyszę już z rana, kiedy obudzą się moje oczy. Wierzę jednak, że Pan dotknie wszystkich tych, z którymi na co dzień żyć mi jest dane, a którzy głosu Chrystusa nie chcą do siebie dopuścić.
Ja tutaj jestem na tym miejscu artystą, z Bożego powołania poetą, który wszystko oddaje Bogu, życie swe zawierzając pasterzowi światłości. A choć świadom jestem grzeszności swojej, tak, jak i Bóg jest tego pewien, ja chodząc niczym dziecko ku karcącemu ojcu, ja proszę go, abym złych uczynków swoich nie powtarzał. Nawet jeśli przychodzi najgorszy czas, ja chwalić będę Pana naszego za wszystko, co wobec mnie oraz świata uczynił i że wybaczyć potrafi, nawet kiedy ja sam sobie wybaczyć nie umiem, a oczy moje smutne z nieroztropności mojej.

Częścią jestem kościoła Chrystusowego, tak jak i Wy jesteście i chwała za to Panu, że do siebie nas zaprosił i czekał, aż każdy z nas odda mu swoje życie. Niesamowitym jest uczestniczyć w duchowych sprawach i to na nich skupić swą uwagę, mając w pamięci, że wszystko co materialne, tutaj na ziemi pozostanie, a tylko bogactwo, jakie jest w sercach naszych przez Ducha niesione będzie. On przez słowa swoje mówi nam, że nie z ciałem i krwią wojnę dziś toczymy, lecz ze zwierzchnościami ciemności. Ja chcę wam wyznać, że czuję nieraz z powodu walki owej rozbicie, kiedy na jeden dzień wygranej przypadają dwa, kiedy wzywać muszę pomocy naszego Pana. Wierzę jednak, że celem naszym jest wyparcie wrogich sił z pola duchowej walki, na której ostatecznie wygrał Chrystus na Golgocie, a przyjdzie znów, aby zatriumfować w chwale i ogłosić zwycięstwo swojego majestatu. Chwała mu za to niech będzie i dziękczynienie, bowiem Bóg nasz jest jeden i wiara nasza jedna i niezłomna, dlatego niech będzie światło panować, które wyprze i zgniecie ciemność tego świata. Mam tylko szczerą nadzieję, że zanim to nastąpi, jak najwięcej ludzi zostanie wyrwanych z sideł zła, aby mogli zostać uratowani przed zatraceniem.

Kończąc już mój wywód tutaj pragnę Wam podziękować, że jesteście, że słuchać chcecie słów moich i choć kilka myśli moich i pragnień podzielacie. Niech Bóg błogosławi każdego z osobna oraz rodzinę gospodarzy. Niech również każdy kto do tego domu tutaj wejdzie będzie witany z Bożym uśmiechem przez najbliższe dni, tygodnie, miesiące i lata. Niech światłość wylewa się nie tylko na nas, którzy pokarmu Słowa Pana używać chcemy i wypełniać, lecz również na tych, którym nieść będziemy ewangelię Bożej obietnicy zbawienia. Niech Bóg nas wszystkich prowadzi przez drogę, gdzie celem jest Chrystus, a Duch nasz niech oświetla nam ścieżki życia, abyśmy oddani każdego dnia pokorze i przykładem budowali nasze świadectwo odkupienia dla świata.

Amen

sobota, 6 kwietnia 2013

Modląć się do Ciebie Panie

Dałeś mi Boże nogi, abym mógł nieść ewangelię, a ja zaniosę ją gdziekolwiek mnie poślesz, A choć dałeś mi wzrok osłabiony, pozwoliłeś mi lepiej na świat cały spojrzeć oczami mej duszy. A ja pragnę uświęcić się w czynach swoich, a nie tylko w słowach samych, bo mowa moja byłaby pusta, gdyby w życiu Słowo Twoje pozostało bez wykonania. Lecz nie dla chluby swej dobrze czynić chcę, lecz, aby zło tego świata nie mogło wejść do serca mego.

Dlatego wynieś me myśli ponad wyżyny, kiedy pod naporem przeciwności na drodze mojego życia drzewo zostanie powalone. Nie kieruję się umysłem swoim, lecz Duchem, który pragnie Cię smakować. Przez wyciągnięte palce swoje dotknąć mogę człowieka, lecz o ile lepiej dotykać jest tego, co duchowe, kiedy wszystko inne w oczach Twoich jest martwe.

Dziś będąc przy Tobie, czuję Twoją ochronę, a niepotrzebne odgłosy odrzucam, oddając Ci chwałę Ojcze w niebie. Nauczasz mnie codziennie, karcisz i karmisz. Zaopiekuj się tymi w ciele, którzy tego potrzebują. Proszę błogosław Twojemu kościołowi, którego jesteśmy częścią. Byśmy jak święci byli w pokorze wobec Ciebie, a nie jak dzieci niesforne, przeciwstawne wobec Twojej woli. Prowadź przez ścieżki wszystkich ludzi tego świata, aby życia swojego nie utracili, a wodą życia mogli zostać napełnieni. Oczyść proszę języki z bluźnierstw, aby głosiły prawdę i miłość Twojego serca. A ja na koniec oddaję Tobie cześć, bądź królem tego świata, aż do końca.

Amen

piątek, 5 kwietnia 2013

Twoja koncepcja miłości

Nie ma wolności bez miłości, nieskrępowanej Bożej wśród ludzi, wobec policzków, spojrzeń i czynów. Nie ma miłości bez zaufania, wśród słów pokornych radości efektu wdrażania. Nie ma miłości bez wybaczania, lecz wobec naciągniętych słów, jak makaron serce może zostać złamane. A wolność w miłości jest bez skrępowania, bez lamentu i skamlania, sama w sobie jest piękna, jeśli tylko Ty w niej jesteś o Panie. Nie ma psalmu bez Bożego imienia i nie ma związku bez Twego potwierdzenia. A to, co pomiędzy ludźmi bez Ciebie, jest tylko namiastką tego, co prawdziwej relacji z Tobą nic nie jest w stanie zastąpić.

Ja mogę wymyślić coś innego, ale po co, skoro kiedyś próbowałem, a bez Ciebie to nie ma sensu przecież Panie. Żebym ja umiał kochać tak, jak Ty to ja się mogę nauczyć, ale tylko dzięki Twojemu prowadzeniu będę wiedział, co zrobić, a kiedy słowami nie ranić. Mowa moje może być słodka, ale może też być gorzka jak piołun. Gdzie więc jest równowaga, żeby słowem serca nie złamać?

Jestem poddany Twemu słowu, a posłuszny jestem Twoim zaleceniom. Nie będzie między nami bariery, ja nie pozwolę na to, abyśmy się widzieli, co czas jakiś, bo ja rozmawiać z Tobą Panie pragnę codziennie. Raz skosztowałem wolności od Ciebie i nie chcę by cokolwiek, bądź ktokolwiek mi ją odebrał. Jestem wolny od pęt, od zasmucenia, choć światem jestem zniesmaczony. Na Twoją ochotę, przez Twego Ducha ja chciałbym doświadczać miłości od Ciebie, a nie tej zmodyfikowanej przez ludzkie fantazje i przekonania. Zawsze takiej pragnąłem, a Ty to widzisz kochany Ojcze, więc dobrze mnie rozumiesz Ty jeden tam w niebie.Bo któż na ziemi tu poetę zrozumie, jak nie Ty Panie, bądź ktoś od Ciebie zesłany, w postaci ręki trzymającej przy zachodzie słońca, a złożonej razem z moją w modlitwie codzienne, a tulących ramion we śnie, które są kobiece, jak ja pragnę? Cieszy się serce moje Panie, że Ty moje myśli widzisz, a czas ustawiłeś tak, aby mnie przed tym faktem kształtować i przed pokusą uchronić. Za to Ci dzięki i chwała.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Jesteś blisko i ja to wiem

Nauczasz mnie Panie jak żyć. Dziś też mnie czegoś nauczyłeś. Każdego dnia zastanawiam z kim się bardziej spieram: ze sobą, czy z Tobą mój Ojcze? Powiedz mi jak wiele masz takich niesfornych dzieci Bożych jak ja? Pewnie z miliony, prawda?

Za każdym razem przychodzę do Ciebie Panie i kiedy proszę Cię o wybaczenie, Ty zawsze jesteś do tego gotowy. Ja nawet czuję, że główna część Twojej uwagi skupiona jest na wybaczaniu. Chciałbym się nauczyć od Ciebie miłości zdolnej do takich poświęceń i takiej zdolności wybaczania jak Twoja. Błogosławię Panie w Twoim imieniu moich wrogów tutaj na ziemi wśród ludzi, jednocześnie pragnę, abyś potępił wszystkie demony, które sprawiają ból w moim życiu, próbując mnie zjeść każdego dnia na śniadanie. Nie jestem ich pokarmem, bowiem żywię się Twoim darem, jaki mi dałeś w postaci odpuszczającej grzechy krwi Chrystusa, chwała Ci za to Panie!

Bowiem stworzyłeś mnie nie w ciele, lecz w duchu. Nie dałeś mi ciała, abym ja mógł nim dysponować, tylko Ty, albowiem tylko Ty jesteś właścicielem mojego ciała. Za każdym razem kiedy uznaję siebie za prawowitego właściciela własnego ja, uważam się za będącego w posiadaniu świątyni, stawiając własne potrzeby ważniejsze od Ciebie. Skarciłeś mnie nieraz za to Panie i dziękuję Ci. Byłbym wiecznym bluźniercą, gdybym nie dostrzegał błędów w swoim postępowaniu, których Ty nie tolerujesz. Taka jest Twoja sprawiedliwość wobec mojego serca, że dopóki będę schodził z drogi, dopóty będę ślepy na Twoje ostrzeżenia i przestrogi.

Lecz dziś nie jestem ślepy, dostrzegam to, co mi objawiłeś. To jest wspaniałe, że zabierasz mi coś, dając w zamian coś innego, ale tym samym kształtujesz moje przebywanie tutaj na świecie. Ja nie zmienię Twojego planu wobec mnie, ja pragnę się tylko do niego dostosować. A chociaż wiem, że będzie mi trudno siebie samego zmienić, to ufam Tobie, że Ty mnie poprowadzisz w tym zadaniu, jakie specjalnie dla mnie stworzyłeś.

Dziękuję Ci, że jesteś i mnie prowadzisz.