środa, 25 grudnia 2013

Świat nocą

Kiedy zaśniesz znudzony świecie?
Kiedy wreszcie położysz się spać?
Czy to będzie kiedy i ja zasnę?
A może zaśniemy razem z ptactwem?

Oczy me do snu się już kleją,
Zmęczenie bierze we mnie górę,
A choć noc dla mnie zapowiada spokój,
Cóż zapowie poranne ćwierkanie za oknem?

Tak chciałbym wtulić się w ciepło,
Zapomnieć o Twym ciężkim stanie,
Pacjenta, co wciąż umiera,
Świecie jesteś na ostrym dyżurze.

Jak wiele cierpień zniesiesz jeszcze?
Żeby udowodnić mi, że jesteś dobry,
Przecież ja wiem, że próbujesz,
Ale na mnie to już nie zadziała.

Więc dokąd wstąpią nogi poety,
Skoro szuka w nocy swej miłości?
Może czas zamknąć swe powieki,
I oddać się w objęcia dobrych snów?

środa, 18 grudnia 2013

światło

Chociaż nie wiem co będzie jutro,
Nie wiem co mi dasz Boże,
Chociaż nie przewidzę przyszłości,
Bo ani ze mnie jasnowidz, ani prorok,
To wiem, że Ty już wszystko zaplanowałeś,
Ty wiesz co dla mnie najlepsze.

Dlatego daj mi światło,
Niech pali się nade mną,
Oświetlaj moje dróżki i drogi,
Niech nie plączą się me nogi,
Niech me serce lgnie ku Tobie,
Niech nowe dusze Tobie łowię.

Otwórz przede mną drzwi nowe,
Pozwól mi przejść przez nie sobie,
Lecz poucz mnie by w pokorze być,
Tylko w niej mogę przecież żyć,
Ty jesteś światło, a grzech mój ciemnością,
Proszę otocz mnie swoją łaska i miłością.

Obmyj mnie z moich win nieczystych,
Nałóż kawałek szat Twych przejrzystych,
Niech nie ogranicza nas nic i nikt Boże,
Bo co wobec Ciebie równać się może?!
Pokazałeś wreszcie mi jak mam postępować,
Lecz nie chcę tego już ciągle tylko próbować!

Pragnę byś był we mnie na całego,
By nie zabrakło światła zielonego,
By ochrona Twa była mi całkowita,
By miłość była słodka i niesamowita,
Byś wreszcie miał we mnie upodobanie,
Bym był owocem gotowym na zebranie.

Amen

środa, 11 grudnia 2013

w miłości

Nie ma miłości bez wierności,
Nie ma miłości bez tęsknoty,
Nie ma miłości bez radości,
Nie ma miłości bez smutku,
Nie ma miłości bez porażek,
Nie ma miłości bez czułości,
Nie ma miłości bez wiary,
Nie ma miłości bez Boga.

A w miłości jestem rozkochany,
Rozlany na przestworzu nieba,
Otwieram swe oczy i patrzę,
Na to, co włoży Bóg w dłoń,
Mam nadzieję, że się uśmiechasz,
Kiedy patrzysz w okno na ziemię.

Bo bez miłości co to za życie,
Puste samotne i uschłe,
Jak dobrze, że Bóg w nas je wlewa,
Rozniecając ogień co dzień na nowo,
Można żyć nadzieją, ale realnie szukać,
Szczęścia w chmurach, co w wersach ukryte,
Chcę dać Ci okruszek radości.

Nie oszukam ani siebie, ani nikogo,
Że z głębi serca potrzebuję pokoju,
Skoro zewsząd chce mnie pożreć zły,
Ja chcę na miłości Bożej się oprzeć,
Bo w Bogu mym mam ochronę,
A za rękę to tak raźniej można kroczyć.

Wtedy już nic nie jest straszne,
Bo miłość i Bóg jest między nami,
Cóż można chcieć więcej?

wtorek, 26 listopada 2013

Siła moja w Tobie Panie!

Daj siłę Panie kiedy mi jej potrzeba,
Proszę daj moc, kiedy jej ciągle nie ma,
Oddal zło, niech nie ma dostępu,
Niech będę w świetle postępu,
Na drodze życia do doskonałości,
Nie miej Panie dla mego zła litości.

Oczyść me serce z brudu ludzkiego,
Pozwól wnieść trochę trudu białego,
Co na nowo pozwoli mi poznać Ciebie,
Aby na powrót być w Twoim Niebie,
Nie ma już czasu na postój bez końca,
Chcę iść tylko w stronę Twego Słońca.

Chociaż jestem ciągle zbyt słaby,
Chcę w miłości być tak wytrwały,
Naucz mnie Ojcze swojej dobroci,
Niech czyny moje wnet ozłoci,
Tak pragnę żyć zgodnie z powołaniem,
Z codziennym Ciebie słodkim wysławianiem.

Nie chcę mieć bożków w życiu moim,
Bo to co kruche, tutaj się nie ostoi,
Tylko Ty Boże jedyny jesteś trwały,
Zniszcz wszystkie ludzkie bałwany,
A prawa Twoje, chcę mieć na sercu,
Oddać Tobie chwałę w zwycięstwu.

Amen

sobota, 23 listopada 2013

Pokora

Naucz mnie Ojcze być posłusznym,
Naucz mnie kroczyć za Tobą,
Proszę porusz moje serce,
Żeby wicher wyrzucił z niego zło,
Nie dopuść Panie do moich upadków,
Bo stać przed Tobą chcę czysty.

Odpuść moje grzechy, które są,
Pokutę moją przyjmij szczerą,
Cóż jeszcze mi pozostało po marności,
Krocząc niepewnym krokiem po ziemi?
Niech skrzydła mnie obejmą,
Dadzą radość przedwczesną,
Z wiecznego uwolnienia,
Od tego co ciągnie w dół.

Kroczę za ogniem, ugaś go proszę,
Niech rozjaśni się kolejny dzień,
Niech pochodnia sprawiedliwości,
Zaświeci we mnie dla jasności,
Aby na nowo zapłonął ogień wiary,
W świątyni Ducha, jaką jest moje ciało,
Niech nie toczy nami hipokryzja i ułomność,
Niech doskonali nas pokora krzyża Golgoty.

Niech jest we mnie więcej Ciebie Boże,
Bo co między nami to tylko Ty możesz,
Powiedz więc do mnie gdzie jestem?
Czy tam gdzie ja czy Ty zechcesz?
Wznieś mnie w górę na skrzydłach,
Nie chcę Cię ranić, lecz cieszyć,
Od zaraz, od teraz, bez końca,
Przed twym tronem klęczeć w pokorze,
Me serce jest na wieki Twoje mój Boże!

Amen

wtorek, 12 listopada 2013

Listopdzie czy już przyszedłeś?

Listopadzie, zacząłeś mrozić!
Dlaczego to robisz mojemu sercu?
Dlaczego znów każesz czekać miesiąc?
Wnętrze jest me wulkanem,
Ciało raz upada, raz wstaje,
Ale tak czołgam się i czołgam,
W stronę światła, które mnie uwolni.

A myślisz, że to tak łatwo być poetą?
Patrzeć jak już niemal wszystkie liście,
Leżą na ziemi i czekają na pierzynę ?
A ja jakby za nimi spoglądam w niebo,
Czekam kiedy Bóg ześle puch,
Który będzie się topił,
Na moich rumianych policzkach.

Czekałem aż tyle dni aby Ci to napisać,
Że mi nic nie straszne, ani mrozy ani rozłąka,
Bo wiesz listopadzie nauczyłem się czekać,
Nawet Twój chłodny charakter wytrzymam,
Nawet to, że dopiero w Twój ostatni weekend,
Będę mógł tulić swą ukochaną, to nic!
Ważna jest miłość wzajemna wiesz?

Trochę zabawimy razem listopadzie,
Myślę, że będziesz mi towarzyszył,
Kiedy będę pisał w Twojej obecności,
Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
Kocham Boga, a Bóg kocha mnie,
Choć zawodzę, On mi wybacza,
Wie jaki jestem słaby,
Od kiedy się urodziłem,
Byłem słabiutki i płaczący,
Dziś jestem silniejszy,
A choć płaczę nadal,
Jestem mężczyzną,
Który chce się rozwijać,

Podążając za Chrystusem.

czwartek, 31 października 2013

Nowe życie

Wiesz gdzie zaczyna się miłość?
Miłość jest tam, gdzie umiera człowiek,
Gdzie jest granica, oddalająca dawne czasy,
Od nowych, które są zupełnie inne,
Tak gdzie kończy się wieczny egoizm,
A zaczyna miłość Boża, tam w sercu,
Tam gdzie rodzi się w człowieku,
Nowe, oczyszczone życie Chrystusowe.

Może miłość jest w gestach i delikatności,
Ale na pewno jest w tym, co daje Bóg,
W porankach i wspólnych wieczorach,
W posiłkach i w rozbudzeniu duchowym,
Podczas modlitwy, kiedy czuję Jego obecność,
Kiedy post magluje moje wnętrzności,
Wiem, że miłość jest we mnie,
Ten ogień, który we mnie płonie,
On nigdy nie zgaśnie, bo jest Boży.

Jutro skończy się październik,
Odejdzie w zapomnienie,
Kalendarz go wymaże i będzie,
Inny już co się nazywa listopad,
Wtedy już ostatni będzie liść co opadł,
I w końcu przyjdzie śnieżek biały,
Co roztopi się na naszych,
Zarumienionych policzkach.

Rzeka czasu wciąż płynie,
Obserwuję jej nurt, będąc boso,
Bo cóż mam tutaj na ziemi,
Oprócz tego, co jest we mnie?
Nie jestem sam, lecz to, co mam,
To zniknie, w popiele czasu,
Ale to, co jest we mnie w środku,
To zostanie na zawsze, bo to jest trwalsze,
Niż złoto całego tego dziwnego świata.

niedziela, 27 października 2013

o marzeniach

Kocie marzenia,
Skryte pragnienia,
Kiedy śnią się,
Lecz nie spełniają,
Bo wciąż czekają,
Ciało się wyrywa,
Lecz jest związane.

Dłoń wyciągam ku górze,
Patrzę i tam wysoko w chmurze.
Jest promyk słońca,
Świeci bez końca,
Nie zgaśnie, czy to noc,
Czy wejdę w zimie pod koc,
Ta gwiazda będzie ciągle świecić,
Czy z jednej strony czy inaczej mienić,
Tak jak ogień w moim wnętrzu,
Unosi mnie na świeżym powietrzu.

Kocie marzenia,
Są do spełnienia,
Niektóre szybciej,
Inne nieco później,
Ale wszystkie się doczekają,
I jedną myśl mam wspaniałą,
By trwać w Bogu nieustannie,
Modląc się coraz staranniej.

Więc proszę Cię teraz,
Jak robię to nieraz,
Abyś mnie poprowadził,
Przez urwiska przeprowadził,
W miłości dał owoce ducha,
W miejscu dumy była skrucha,
Abyś mnie od pokus strzegł,
Abym w Twoją stronę biegł,
Abym odnalazł Ciebie tam,
Gdzie nigdy wcześniej nie widziałem,
Bym zaślepiony nie chodził,
Ani nie był w łzach powodzi.
 
A na samym końcu proszę skromnie,
Abyś nie zapomniał nigdy o mnie,
Chcę krawat swój niedługo włożyć,
Moją obietnicę miłości wyłożyć,
Chcę byś ją błogosławił i nauczył mnie,
Czym ma być dla mnie nowa rodzina,
Wtedy kiedy nadejdzie na to godzina.

środa, 23 października 2013

Dwa miesiące

Tak szybko minęły,
Nasze dwa miesiące,
Nie ukryję swej radości,
Przedstawię ją wprost,
Bo tak ją dziś czuję,
Że aż z serca mi się wylewa.

Wiele mogę napisać,
Wiele mogę powiedzieć,
Bo przez ramiona i dłonie,
Jest we mnie radość,
Przez uśmiech i czułość,
Jest we mnie pokój,
Przez Boże działanie,
Jest we mnie spełnienie.

Przez całe życie idę,
Czasem roztrzęsiony,
Czasem zagubiony,
Czasem słaby,
Czasem rozgoryczony,
Lecz w miłości jestem,
Ukojony do końca,
Istnieję na innych warunkach,
Jesteś dla mnie jak powietrze.

Wszystko co związane,
Z Tobą przy mnie,
Jest dla mnie cenne,
Bóg jest przed nami,
Pragnę by nas prowadził,
Tylko jego plan jest właściwy,
Dla niego żyję i oddaję,
To co ze mnie niewłaściwe,
Aby zostało usunięte na zawsze.

Weź mnie znów za ręce,
W miłości swojej ukołysz,
Uśmiechem swoim otuchy,
Dodaj na kolejny dzień,
Który możemy spędzić razem,
Niech nasza miłość rośnie,
Niech do Boga przybliża,
Niech będzie piękna,
Aby nam i Jemu się podobała,
Niczego innego nie pragnę,
Tylko byśmy razem byli,
Szczęśliwi już zawsze.

poniedziałek, 14 października 2013

Jesień

Są przy drodze kolorowe,
Są takie sobie czerwone,
Są żółte i pomarańczowe,
Są brązowe wiszą i leżą,
Samotne, w grupach,
W powietrzu i w uniesieniu,
Takimi są owocami,
Tej pory roku jesieni.

Samochody je rozrzucają,
Przechodnie depczą butami,
Dzieci zbierają do toreb,
Przed domem staruszek je grabi,
A ja tak się zastanawiam,
Czy sam czasem jestem,
Jednym z nich takim porwanym.

Przyszła więc zawierucha,
Poderwała ich gromadę,
W powietrze wzbiły się kolorowe,
Ciepłe, pstrokate i kruche,
Czasem moje uczucia tak szaleją,
Wzbite we wszystkie barwy świata,
Radość mi przynoszą te pokazy,
Kocham drzewa, za to, że je rodzą.

Takie już są, gdy na nie patrzę,
W pamięci mam je przez całą zimę,
Zanim jeszcze spadną wszystkie,
Ciągle na nie patrzę przy drodze,
Jadąc samochodem i na spacerze,
Myślę ile ich jeszcze zostanie jutro,
A ile wiatr w górę podniesie jak latawce,
Wzbudzają we mnie ciepło,
Co roku jak je widzę,
Cudowne, jesienne,

Liście.

poniedziałek, 7 października 2013

Serducho

Serducho rozpalone gorącem,
Puka aż wzniośle ku niebu,
Ręce me skrzyżowane na nim,
Dłonie złożone do modlitwy,
Miłość mnie upaja do wieczora,
W czerwieni naśladuje pomidora.

Oczy są szkliste co chwilę,
Blaskiem swym oświetlają,
Każdy moment mojego życia,
Nieważne są chwile samotności,
Kiedy dla serca są tylko radości,
Poskramiają wszystko co moje.

Ramiona są raz puste raz pełne,
Tylko czekają, aby znów bliżej,
Odnieść w zapomnienie moment,
Który da bliskości cień przed snem,
Dlatego na ustach jest uśmiech,
A w snach jest niecierpliwość.

Wyrywa się Serducho, chce szybciej,
Bije mocno ku górze, ku powietrzu,
Niesamowicie piękne są te słowa,
Co są na dobranoc dwa jedyne dla mnie,
Tak pragnę słuchać tych słówek,
Za każdym razem gdy mówię dobranoc.

sobota, 5 października 2013

A więc październik

Nic tak dobrze mnie nie oczyszcza,
Jak post, w którym ciało ustępuje,
A chociaż chciałoby czego innego,
Na to Duch mu nie pozwoli więcej,
Bowiem nie dla Ciała żyć pragnę,
Lecz w pokorze dla Pana mojego.

A Panem moim jest Jezus Chrystus,
Co prowadzi mnie już od dwóch lat,
Tyle przemienił swoją mocą świętą,
Że ja nawet zliczyć tego nie potrafię,
A dalej pielgrzymuję, tak jak nakazał,
Bo chcę być mu wierny całym sobą.

Tylko, że ja z ciała urodzony,
To i tak próbuje we mnie rządzić,
Lecz co we mnie z cielesności,
To ja odrzucam za każdym razem,
Bo Duch, który wlany we mnie,
Jest silniejszy i stokroć ponad tym.

Październik przyczłapał chłodno,
Zmroził kwiaty moje i rośliny,
W nocy panuje na całego jesień,
Lecz w sercu mym jest ognień,
Który grzeje mnie od środka,
Codziennie patrzę w niebo,
Oczekuję przyjścia dni otuchy,
Wiem, że przyjdą w ramionach. 

Życie moje jest cudem,
Od mojego urodzenia,
Aż do dnia dzisiejszego,
A pokorze oddaję się,
Aby pościć dla Pana,
Aby prosić o prowadzenie,
Abym się nie zagubił Boże,
O to Cię proszę i o radość,
Aby nigdy z ust moich,
Nie schodził uśmiech.

poniedziałek, 30 września 2013

Koniec września

Wrześniu deszczowy,
Choć byłeś długi,
Taki jakiś nijaki,
Trochę zwycięski,
Trochę przegrany,
To dziś odchodzisz,
A ja do Ciebie macham.

Dni coraz krótsze,
Coraz bardziej jesień,
Coraz zimniej nocą,
Ale dziś w sercu,
Napełniłem się mocą,
Modlitwy, która mnie podniosła,
Jak dobrze, że mam Ciebie Boże.

Dni odliczam,
Liście spadną,
A ja znów w ramionach,
Będę szczęśliwy miłością,
Jakże dobrze jest być,
Zakochanym dzięki Bogu,
Wszystko jest teraz łatwiejsze.

Nie umiem się już doczekać,
Jak wręczę kwiat z radości,
Kiedy upominków dam w ręce,
Kiedy zabłysną oczy ku niebu,
A i ku sobie zwrócą się lekko,
Tych chwil wyjątkowych,
Nigdy już nie zapomnę.

A Ty wrześniu zaraz pójdziesz,
Tylko ja zostanę i październik,
Gwiazdy na niebie i przymrozek,
Ale serce me płonie, więc się nie martw,
Przyjdź za rok, a ja dam Ci wiersz,
Bo wiem, że przyjdziesz, jak zawsze,
Zastaniesz mnie w miłości naszej,
Wiesz, że ja jestem artysta przecież,
Kocham całym sobą do końca.

środa, 25 września 2013

Przez wiatr...

Wieje wiatr Ducha,
Wieje wiatr z Syjonu,
Przynosi Słowa do ust,
Mówią teraz przeze mnie,
Nie opuszczą mego serca,
Bo są ważne w mym życiu,
Które może się bez nich rozpaść.

Niczego nie potrzebuję,
Ponad to, co posiadam,
A to, co duchowe niech wpłynie,
Strumieniem do mego wnętrza,
Gdzie mieszka moja osoba,
Która niech pozostanie czysta.

Świat jest jak tornado,
Chce mnie porwać,
Lecz ja się zapieram,
Wyrzuciłem kotwicę,
Na rozszalałym morzu,
Nie jest to mielizna,
Ale jestem przy stałym lądzie,
Skale jaką jest Chrystus.

Biegnę przy wietrze,
Wietrze z Syjonu,
Który mrozi policzki,
Biegnę w dal,
Skaczę do nieba,
Przez gęstwinę krzewów,
Pomiędzy drzewami,
Porozrzucanymi kasztanami,
Biegnę do ciepłych rąk,
Które mnie obejmą.

sobota, 21 września 2013

Post

Wołam do Ciebie Panie!
Przez post mój,
W ukorzeniu,
W odrobaczeniu,
Własnego istnienia,
Chcę Twego prowadzenia,
Słów nasłuchuję Bożych,
Co zło na spalenie złoży,
Aby już nie wróciło,
Do progu mego domu.

Głód posiadam Ciebie,
Co patrzysz w niebie,
Na to, co ja robię,
Z moim życiem słabym,
Pragnę byś był przy mnie,
Pokazał kierunek,
Dla mego ducha,
Co pokornie słucha.

Jeśli miałbym oddzielić,
Duszę od ciała,
Ducha od duszy,
Ducha od ciała,
To właśnie teraz,
W poście i modlitwie,
Mogę się scalić z Tobą,
A wszystko co swoje,
Zostawić w tyle za sobą.

Ciało jest umęczone,
Nerwy są zmęczone,
Ale Duch we mnie,
Wzrasta do świętości,
Nie ma nieprawości,
Pełnia we mnie miłości,
Stworzone serce do radości.

Piszesz moją historię,
Znasz jej koniec,
W ufności Tobie,
Wiem, że będzie szczęsliwy,
Tylko jeśli wytrwam,
Daj mi do tego siłę,
Pragnę służyć Tobie Panie!

wtorek, 17 września 2013

Jesień

Zawirował świat,
Jesteś jak kwiat,
Co mogę powiedzieć,
Patrząc na tą przestrzeń?
Duchowe zniszczenie,
Tylko natura jeszcze,
Została piękna.

A ja stoję przy strumieniu,
Kropel deszczu, co spływają,
Na me policzki chcą kapać,
Ze łzami się mieszać,
Chcą udowodnić siebie,
Lecz ja mam Boże Ciebie,
Cóż więcej mi potrzeba?

Raz w świetle, raz w cieniu,
W miłosnym spełnieniu,
Dłonie ciepłe niech obejmą,
Niech kapelusz z głowy zdejmą,
W artystycznym uniesieniu,
Podczas głowy skienieniu,
Ten artysta jest dziś we mnie,
Jest na jawie, a nie we śnie.

Patrzę więc teraz przed siebie,
Cóż zobaczyć dzisiaj mogę?
Jak mam przeżyć swoje życie?
Jak wyrazić mego serca bicie?
Co mam zrobić by nie zbłądzić?
Jak zbudować swoją przestrzeń?
Boże mój nie mam pojęcia,
Lecz nie brak mi zawzięcia,
Do tego by walczyć o dobro,
Gdzie miłość nigdy się nie kończy,
Bo jest Twoja i doskonała,
Naucz mnie tego,
Czego jeszcze nie umiem.

środa, 11 września 2013

Przez deszcz, ale radosny

Jestem spokojny kotek,
Co patrzy w okienko,
Co szuka gwiazd na niebie,
Chciałbym móc na tym płótnie,
Namalować garstkę obrazków,
W których opisze miłość.

A mowa ma lekka będzie,
Słodka jak cukierki malinowe,
Litery wyruszą w korowodzie,
Niczym mrówki noszące serca,
W daleką podróż, gdzie na końcu,
Jest bliska radość przestrzeni,
W której można wziąć pełny oddech.

Pastelowe barwy poruszone,
Liście niedługo będą kolorowe,
Kotek będzie szczęśliwy,
Gdy znów ujrzy błękit,
Oczu, które chcą słuchać,
Tego co mruczy przed spaniem.

Deszcz obmył dziś wszystko,
Na policzkach skroplony,
Włosy chciał przemoczyć,
Ale nie mógł tego zrobić,
Parasol mnie uchrnoił,
Przed wilgocią na dłoniach.

Wszystko co mam,
Co jem, ile śpię,
Że wstaję z łóżka,
Marzę i piszę,
Rozwijam i buduję,
Uczę się chodzić,
Mam od Ciebie Boże,
Tyle Ci zawdzięczam,
Że nie jestem w stanie,
Wypisać tu wszystkiego,
Ale Ty wiesz i ja wiem,
Dziękuję Ci za wszystko,
Za błogosławieństwo,
Za wybaczanie,
Za miłość,
Niech będzie już na zawsze,
Wieczna i tylko od Ciebie,
W naszych sercach.

poniedziałek, 9 września 2013

miłosny wpis

Miłość! Ona wszędzie jest,
Miłość na kroplach deszczu za oknem,
Na liściach, co niedługo spadną,
W snach co chcą otulić moje powieki,
W piosenkach, hymnach i pieśniach,
W marzeniach, które przybliżają się,
Nie umiem przestać być w uniesieniu.

Złapałem coś, czego szukałem,
Wyjechałem na kilka dni,
Wziąłem ze sobą nadzieję,
Lecz w pokorze na wszystko,
Udało się!
Wróciłem pełen uśmiechu,
Który noszę do dzisiaj,
I mieć będę do końca życia.

Wszystko jest prostsze!
Wszystko jest mi radością,
Bo czeka na mnie kobieta,
Bo czeka na mnie z ramionami,
Bo czeka w czułości jak i ja,
W umiłowaniu dla niej piszę,
Tak i zasypiam się i budzę,
Mając w myślach, że znów wsiądę w pociąg,
Aby móc być przez chwilę przytulonym.

Jeśli poeta ma powiedzieć,
Jaki okres w jego życiu,
Jest tym najlepszym,
To właśnie ten, kiedy miłość Boża,
Zamieszkała w jego sercu,
Rozpala jego zmysły,
Daje mu natchnienie,
Rodzi w jego sercu słowa,
Które wylewają się niczym strumień górski.

Dlatego dziękuję Ci Panie,
Za to że w parku usłyszałem "tak",
Że ręce moje oplotły i dały czułość,
Że Twoje błogosławieństwo to spaja,
Że mogę być szczęśliwy tylko dzięki Tobie,
Bo sam siebie nie uszczęśliwię,
Tylko Ty dajesz mi radość,
Dałeś mi to w darze,
Tobie chcę służyć,
Dla Ciebie chcę żyć,
Cieszę się, że mogę to robić,
Idąc za rękę z kobietą mego życia. 

czwartek, 5 września 2013

A więc wrzesień ?

Ja poeta jestem,
Tak szczęśliwy,
Tak spełniony,
Taki radosny,
W końcu pogłaskany.

Z wielu artystów na świecie,
To właśnie mi przypadło,
Płakać ze szczęścia,
Kiedy gorzkich łez już zabrakło,
Kiedy chmur już nade mną nie ma,
Może to dobrze, że jestem tu teraz,
I mogę kochać jak nigdy dotąd?

Listów mam garstkę kolorowych,
Wspomnień już teraz dobrych,
Bo zrodzonych z Bożej woli,
Cóż jeszcze mi więc potrzeba,
Skoro muza mym natchnieniem,
Jest blisko serca mojego,
A oczy swe na mnie przenosi,
Gdy dusza ma o miłość prosi?

Jestem czułym romantykiem,
Nie jestem jednak antykiem,
Drogą moją jest Chrystus,
Co nie pozwala mi przysnąć,
Miłości więc chcę garść oddać,
Tej muzie co dała mi ucha,
Niech pragnie więc słów mych,
Niech dziś ich wieczorem posłucha.

piątek, 30 sierpnia 2013

Hymn dziękczynny

Dziękuję Ci Panie za wszystko!
Za ptaki co po niebie płyną,
Za motyle co w ósemkę dziś fruwały,
Między kwiaty razem, bo raźniej,
Za bociany co na wiosnę przylatują,
Aby z dziećmi uciec przed jesienią,
Za deszcz co stuka w moje okna,
Pokropi wszystkie Twoje stworzenie.

Dziękuję Ci za braci i siostry,
Co są mi wskazówką i towarzystwem,
Co Ciebie wielbią przez wiarę,
Przynoszę Ci nas wszystkich,
Proszę abyś miał w swojej opiece,
W szczerości, czystości i ewangelii,
Nasze serca na Twoim względzie.

Dziękuję Ci za miłość Twoją,
Za to, że spełnieniem jesteś,
Tego czego poszukiwałem,
Że czekałem i trwałem,
Za pokorę Ci dziękuję,
Bo bez niej byłbym stracony,
Za cierpliwość, której uczysz,
Za radość, którą we mnie wzbudzasz!

Dziękuję Ci Panie za wszystko!
Co dałeś ze swej łaski dla mnie,
Cieszyć się będę wieczorem i rankiem,
Bo głowę udekorowałeś wiankiem,
Niech więc godne będą me czyny,
Zwycięstwa Chrystusa nad grzechem,
Bo jakże milszy mogę być Tobie,
Jeśli nie przez me posłuszeństwo ?

Amen

czwartek, 29 sierpnia 2013

Chcę pisać jeszcze!

Chcę więcej pisać dla Nieba!
Nic więcej mi nie potrzeba,
Jak móc pisać przez światło,
Dla prawdy tylko pióro wezmę,
Bo ślepoty nie zaakceptuję,
Głuchoty nie zostawię,
Chcę byś był wsparciem,
Dla zagubionych w świecie.

Wędrowałem przez lata,
Płakałem nocami nieustannie,
A teraz me łzy są ze szczęścia,
Które dałeś mi w małym serduszku,
Ofiarowałeś mi oczy niebieskie,
Delikatne ramiona,
Które obejmują,
Usta, które całują,
Dziękuję Ci za to wszystko,
Bo dla mnie jest to darem,
Który z łaski otrzymałem.

Nie pozwól nam się smucić,
Choćby świat się zawalił,
Pomóż nam się radować,
Aby nic nie zmąciło naszego spokoju,
Jesteśmy nosicielami dobrej nowiny,
Ewangelii, która uzdrawia i ratuje,
Modlitwy, która serca odbudowuje,
Postu, który oczyszcza,
Radości, która pomaga żyć.

Codziennie spoglądam w niebo,
Raz jest pochmurne,
Innym razem słoneczne,
Czasem pada deszcz,
Czasem ptaki latają po nieboskłonie,
Lecz nieważne co się dzieje w górze,
Ty zawsze jesteś przy nas,
Kochasz nas niezależnie od życia,
Niech będzie więc Tobie chwała,
Wszystko to jest Twoje,
A co nam użyczysz,
Pozwól nam pomnażać,
Abyśmy Twoje Królestwo budowali.

Amen

środa, 28 sierpnia 2013

Skała

Jestem Poetą na skale,
Mą skałą jest Chrystus,
Choć dla ludzi jestem dziwakiem,
Nie żyję dla nich lecz dla Pana,
Więc niech odejdą fałszywi przyjaciele,
Nie potrzebuję przychylnych spojrzeń,
Pragnę podobać się Królowi Zastępów.

Na sercu mym położona miłość,
Kropelki krwi wprawione w ruch,
Ciśnienie me skoczyło nagle,
Bo kobieta mych marzeń, zechciała,
Abym ją trzymał za ręce,
Jakie to dla mnie szczęście!
Mógłbym być tylko dla niej,
Lecz przecież nie mogę o Panie.

Jakże byłem spragniony,
A Ty napoiłeś mnie,
Jakże byłem samotny,
A Ty dałeś mi ludzką opiekę,
Która przecież oparta na Twoim,
Z serca Twego Ducha zaufaniu,
Które pozwala mi spać spokojnie,
W oczekiwaniu na zespolenie.

Jestem bardziej rześki,
Wcale nie ospały,
Co się we mnie zmieniło?
Że tak do nieba ręce z ochotą,
Wznoszę i przestać modlić się nie umiem,
Jakże jestem szczęśliwy Ojcze,
Bo Ty jesteś przy nas,
Wiem to i przepraszam,
Za wszystko co złe uczyniłem,
Prowadź mnie w mądrości nadal,
Aby mi jej nigdy nie zabrakło.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Kocie spełnienie

Kocie marzenia mają to do siebie,
Że są takie ciepłe, piękne i wrażliwe,
Przychodzi czasem taki dzień,
Że spełnia się ich garstka,
A ja poeta wtedy jestem szklisty,
Oczy wesołe me cieszą się,
A w sercu swym mam ciepełko.

Jeśli miałbym sobie zadać pytanie,
To brzmiałoby ono mniej więcej:
Czy dajesz z siebie wszystko?
Jesteś taki, jakiego Ciebie oczekują?
Nie wiem, co ludzie chcą,
Znam tylko jedno drugie serduszko,
Co bije tak, jak moje,
Ono jedno wystarczy.

Pan mój święty jest w Niebie,
Patrzy na mnie i na moje życie,
Ogląda moje ręce, myśli zna,
Obserwuje jak ja dziecko Jego,
Kroczę po świecie i w ramionach,
Trzymam miłość daną mi od dobra.

Tysiąc wrażeń kłębi się we mnie,
Lecz w duchu swoim mam pokój,
Który mnie koi, żeby me uczucie,
Było łagodne z Bożego działania,
W niebo spoglądam, bo ono jest dla nas,
Jakże dobrze jest być pod ochroną,
Jak cudownie jest zaznać spełnienia,
Duchowego, które poparte jest,
Błogosławieństwem, które zapewnia,
Wieczność w sercu na zawsze.


czwartek, 22 sierpnia 2013

Za mało słów dla sierpnia!

Jakże mało słów padło tutaj dla sierpnia!
Jakże mogło się tak zdarzyć,
Że papier mój milczy przez czas taki?
Ależ to niedopatrzenie, kiedy trzeba,
Napisać, bo przecież taka ważna chwila,
Która zmieni życie po całości,
Taki ważny moment się zbliża.

Ojcze dwa dni temu, ktoś powiedział mi,
Że jestem pyszny i brak mi pokory,
Bo mam inne poznanie, bo źle myślę,
Ograniczając Twoje Słowo,
Lecz w Duchu czuję, że Słów Twoich,
Napisanych przez apostoła Twego,
Nic nie jest w stanie zaprzeczyć,
Tylko ślepy uważa, że dziś jest inaczej.

Otwarte oczy mam na Słowo,
Uszy nastawiłem aby słuchać głosu,
Wszystko już przetworzyłem,
Odrzuciłem to co niewłaściwe,
Wiem już co zrobić i jak,
Pewności czerpię garść z obietnic,
Dla których jest dla mnie warto żyć,
Dlatego pół roku czekałem,
Było warto.

Błogosławieństwem niech będzie,
Obdarzona moja decyzja,
Bo zmieni ona życie.

Mam jednak nadzieję,
Że uczyni to uczestnictwo w królestwie,
Na bardziej duchowe,
Bo z człowieczeństwa nie chcę,
Aby cokolwiek było we mnie,
W sprzeczności z Wolą Bożą,
Dlatego w pokorze jestem,
Pisarzem błękitnego słowa,
Niech one pozostanie dla innych,
A przede wszystkim na chwałę Boga Jahwe.


wtorek, 13 sierpnia 2013

Modlitwa do Boga

Apostoł mówił, że wszyscy upadamy,
A jak to jest Ojcze, że tak się dzieje?
Ze słabości naszej brniemy w nieznane?
Ciało pociąga nas w dół, kiedy Duch chce w górę,
Albo może duszewni jesteśmy,
Turlając swoje życie za wolno,
Chcemy być samodzielni tutaj na ziemi?

Ciekawi mnie na ile ja,
Jestem taki jak Ty chcesz,
A ile we mnie rzeczy,
Których Ty szczerze nienawidzisz,
Gdybym wiedział, byłbym oświecony,
Bo do świętości łatwiej podążać,
Kiedy wiadomo, co potrzebuje uświęcenia.

Za każdym razem kiedy upadam,
Czuję się żałosnym człowiekiem,
Który pragnie się podobać Tobie,
A podwinie mu się noga i rani siebie,
Powiedz Ojcze ile łez wylałeś,
Kiedy ja leżałem na bruku swojego grzechu?
Chciałbym byś nie ronił ich w ogóle,
Chcę byś się cieszył, gdy na mnie patrzysz.

Więc na koniec proszę abyś był,
Abym najlepiej nie upadał wcale,
Żebym uczył się jak unikać Twoich łez,
Trwać pragnę w pokorze i bojaźni,
Inaczej coś mnie przeciągnie,
Chroń mnie zbroją Twoją,
Osłoń mnie proszę od złego,
Pokaż jak być silnym,
Wesprzyj życie moje,
Abym był godzien Twojej łaski,
Teraz i na zawsze chcę być Twój,
Za Tobą pójdę do końca.

Amen

sobota, 10 sierpnia 2013

Jesteś obok

Jesteś przy mnie,
Nie opuszczasz,
Nie zostawiasz,
Nie odpychasz,
Nie oskarżasz,
Prowadzisz mnie Boże.

Jak dobrze jest być dzieckiem,
Kiedy trzeba w końcu być,
Tym który dom obroni,
Tym który sztandar trzyma,
Kiedy trzeba stać na skale,
Wtedy Ty dajesz swą prawicę,
Bym ja był mocniejszy niż tytan.

Nie boję się, bo wiem,
Że kiedy wiara we mnie,
Ty jesteś przede mną,
Kiedy bojaźń we mnie,
Ty uczysz mnie pokory,
A kiedy jestem słaby,
Duch mnie umacnia,
Bo chcesz abym wytrwał.

Jedyne czego mi potrzeba,
To uszanować miłość,
W pełni nauczyć się jej
Zrozumieć ją całkowicie,
Aby królowała przez Ciebie,
W moim życiu całkowicie dla innych.

Dlatego bądź proszę Ojcze,
Pomóż stać mi się mężczyzną,
Teraz już nie mam wyboru,
Nie chcę się Tobie przeciwstawiać,
Chcę ufać, przebywać w obecności światła,
Bo chcę widzieć, słyszeć i czuć,
Jak Ty Boże mówisz do mnie.

środa, 7 sierpnia 2013

Modlitwa wspieranego

Jesteś silny i wielki Panie!
Ty jesteś opoką moją i twierdzą,
A ja schowany w duchu za murami,
Wiarą przyoblekłem serce moje,
To mnie ratuje od rozpaczy,
A lew ryczący myśli, że usta moje,
Zamknie na zawsze kłamstwem,
Lecz serce moje jest przy Chrystusie!

Pragnę trwać w obietnicy wybawienia,
Proszę Ojcze, abyś objął ramieniem,
Mą pogańską ziemską rodzinę,
Dotknij serca i skrusz je,
Aby mogły przyjść do Ciebie,
Bo nikt tak jak, Ty przez Ducha,
Nie potrafi pocieszyć duszy.

Raduje się z Twego powodu,
Że żyć mogę przez ofiarę,
Która kształtuje poznanie moje,
Która jest moją nadzieją,
Która daje mi poczucie bezpieczeństwa,
Bo cóż mi więcej potrzeba, prócz pewności,
Że Ty najlepiej troszczysz się o mnie?

Kochany Jahwe, słodka pieśni,
Rozbrzmiewa w moim wnętrzu,
Nieskończona jasność jest tutaj,
Niech objawi się każdemu,
Kto błądzi po drogach tego świata,
Modlę się o mnie i o każdego z nas,
Wierzę, że i Ty pragniesz,
Abyśmy byli z Tobą,
Mogąc wielbić Cię w nieskończoność.

Amen.


piątek, 2 sierpnia 2013

Kocia wędrówka

Dopóki się podnoszę,
Jestem na drodze,
Czasem bliżej,
Czasem dalej,
Lecz ciągle podróżując,
Choćbym miał być związany,
Odwiążę się na nowo i pójdę,
Bo celem jest moim wolność,
W Panu moim Chrystusie.

Powiedziano mi, że to łatwizna,
Że tak było prościej,
Kpiny! Niech poniosą krzyż,
Jeśli byłoby to takie łatwe,
Wszyscy by szli tą samą drogą,
Lecz jaka  jest prostsza?
Wąska, czy szeroka?
Ta ku zbawieniu, czy ku zatraceniu?
Niech każdy w sercu,
Odpowie sobie teraz sam.

Nie jestem idealny,
Och jakże daleko mi od świętości!
Do której jestem powołany,
Jakże zgniłe jest me ciało,
Którego szczerze nienawidzę,
Bo mdłe jest ciągle i niegodziwe,
Lecz uśmiercenie zła,
Daje mi wolność,
Której pragnie duch mój.

Pan mój czuwa nade mną,
Cierpliwość jego jest ze złota,
Człowiek już by mnie potępił,
Lecz Ojciec mój w niebie uczy mnie,
Że na porażce wyrośnie roślina,
Która będzie początkiem nowego,
Co w sercu będzie towarzyszyć,
W ogrodzie czystej miłości.

Niech więc ta miłość będzie we mnie,
Taka czysta, dobra, prawdziwa,
Wtedy będę wolny jak motyl,
Co na dłoniach ludzi szuka pożywienia.



środa, 31 lipca 2013

Czy kot płacze?

Nie pokonasz wszechświata,
Choćbyś walczył codziennie,
Bo nie da się zdobyć czegoś,
Co jest nieskończenie wielkie,
Po co więc marnujesz siły,
Kiedy potrzebne są do czegoś,
Co zaspokoi innego człowieka,
Który tylko czeka, aż podasz mu dłoń.

Jeśli płakać miałbym to na bezsilność,
Jeśli narzekać, to na własnego siebie,
Jeśli szukać, to tylko Bożego tchnienia,
Jeśli zamartwiać się to przez bliźnich,
Bo cóż ja znaczę wobec świata,
Jeśli miałbym być słabeuszem,
Który tylko się błąka po niebie,
To już dawno uciekłbym z tej przestrzeni.

Więc czy aby płacz mój potrzebny?
Czy narzekania są czegoś warte?
Poszukuję, bo tak pragnę,
Lecz o zamartwienia stara się diabeł,
Bo Bóg przecież daje obietnice,
Które są pewniejsze codziennie,
Niż podszepty kłamstw złego,
Który chce, abyśmy upadli i zalali się łzami.

Proszę więc Ojcze, abyśmy nie upadali,
Aby zbroja Boża była dla nas ochroną,
Aby łzy były ostatecznością,
Bo przecież Ty jesteś, nawet wtedy,
Gdy mogłoby się wydawać,
Że sam płaczesz przez nas,
A przecież Ty już to przewidziałeś,
Tylko my jeszcze jesteśmy zbyt dziecinni.

piątek, 26 lipca 2013

Kocie ucieczki?

Nie muszę, po prostu jestem,
Leciutki na wietrze pyłek,
Co mknie trochę ostrożnie,
Przebudzony kot,
Któremu motyl usiadł na nosku,
Pobiegł na łąkę i wśród traw,
Szuka reszty motyli,
Które pobudziły kotków gromadę,
Nie dają spać w lekkości swojej,
Drzemiąc na listkach pięknych kwiatów.

Potrzebuję zrozumienia duszy mojej,
Bo gdzieś mnie czasem ciągnie,
Do ucieczki przed niebezpieczeństwem,
Biegnę wtedy myślami do nikąd,
Gdzie czas się zatrzymał i nie ma nikogo,
Gdzie gwiazdy świecą nawet za dnia,
Gdzie słowa są milczącą pochodnią,
Rozświetlającą mroki przygnębienia,
Trzeba przecież żyć, jak należy,
Zgodnie z jednym, pożytecznym planem.

Tymi słowami czasem,
Jest to, co każdy wie,
Są oczywiste i niewypowiedziane,
Bo po co też mówić cokolwiek,
Kiedy czasem oczy powiedzą wszystko ?

Atramentem czerwonym napiszę,
To, co jest mi bliskie i ciepłe,
Niech słowo moje będzie kwiatem,
Tak chcę, by było wyjątkowe,
Ciepłe, tulące, kojące,
Bo cóż czasem człowiekowi więcej,
Skoro z pokorą patrzy,
Na to co Bóg mu w ramiona przyniesie.


niedziela, 21 lipca 2013

O miłości...

Kiedy kończy się miłość słodka?
Gdy zabraknie zaufania tak nagle,
Lub gdy go nie ma od początku,
Wtedy wszystko jest takie zakryte,
A paradoks artysty polega na tym,
Że kobiety są dla niego różne,
Destruktywne i budujące za razem,
Wybrać musi jednak tą, od Boga.

A serce poety może radość przyjąć,
Smutek jednakże także przytulić,
Bo ma pewną tolerancję na rozpacz,
Do granicy, za którą może go zniszczyć,
Bo przecież tulenie nie jest złe, ani pocałunek,
Lecz jeśli z jednej strony jest cukier,
A z drugiej strony gorzkie, powolne łzy,
Wtedy nie nazwie tego dobrą drogą,
Lecz powie, że zagubiony jest,
Bo dusza i serce rozrywają go w obie strony.

A dziś swe oczy kieruję ku niebu,
Bo jego błękit i śmietana chmur,
Działają kojąco na moje istnienie,
Niepotrzebne mi troski światowe,
Bo i ja do świata wstręt noszę,
Za to, co uczynił wielokrotnie,
W moim życiu okrutnik ognia,
Który pragnie bym wciąż upadał,
Lecz Pan mój mnie podnosi i chroni.

Cóż więc powiem o miłości?
Że jest w duchu moim,
Do serca ma mego dostęp,
Nie jest powodem smutku,
Lecz pokoju i lekkości,
Bo choć w ciele się nie realizuje,
To serce musi dorosnąć,
Aby ręce mogły się trzymać razem,
A uśmiechy być wspólne ku niebu,
Żeby Bóg mógł być błogosławieństwem,
Dla ich cudownego złączenia w ukojeniu.

piątek, 19 lipca 2013

Walka jest wyzwaniem

Marzę, bo serce moje jest ciepłe,
Bo tak po prostu potrafię czynić,
Choć mógłbym być lepszy niż jestem,
Tylko dlaczego to trwa tak długo?
Chciałbym być bardziej odporny,
Dążyć do celu nieustannie, nieprzerwanie.

Pragnę tak wielu rzeczy duchowych,
Aby moja intuicja mnie poprowadziła,
Aby oczy patrzyły na Ciebie Ojcze,
Lecz ja jakby nie słucham,
Jestem jak rybka, która złowiona,
Na ten sam haczyk, od stuleci,
Jak motyl wpadający w siatkę,
Jak ćma lecąca do światła,
W ciągłej walce z samym sobą.

Raz trochę z przodu, raz na tyłach wroga,
W ciągłej potyczce z ciałem i duszą,
Aby wyprzeć to, co już nie może,
Prowadzić własnego życia we mnie,
Bo woda, która mnie obmyła.
Jest przeznaczona do innego istnienia.

Lecz tak już będzie, że walczyć przyjdzie,
Aż do zwycięstwa w śmierci dla życia,
Nie w okopie, bo obrona jest przegraną,
Atak jest jedyną możliwością,
Więc składam przed snem dłonie,
Aby móc wreszcie słuchać i szukać,
Tej jedynej drogi do Twego zwycięstwa,
W moim życiu roztargnionego artysty.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Nie rozumiem..

Nie rozumiem tego, co świat czyni,
Nie rozumiem słów, które są wyciszone,
Nie rozumiem dlaczego świat się topi,
Nie rozumiem jak działają mechanizmy,
Nie rozumiem dlaczego ludzie Cię nie szukają,
Nie rozumiem dlaczego płacz jest stłumiony łkaniem,
Nie rozumiem nocnego działania niektórych snów,
Nie rozumiem niespełnionych marzeń,
Nie rozumiem wielu innych rzeczy, ale czy muszę?

Składam się z elementów i to rozumiem,
Szukam Twej drogi i staram się ją poznać,
Uczę się pokory, inaczej nie mogę żyć,
Nie lubię skrajności, chcę ich uniknąć,
A w tym wszystkim jestem spokojny,
Bo rozumiem to, co do mnie mówisz,
Więc to czyni mnie szczęśliwszym,
Bo przewodnikiem jesteś mym i ojcem.

Nie znam przyszłości w ogóle,
Nie umiem policzyć mego czasu,
Nie potrafię współgrać z tym, kto jest mi obcy,
Nie przekażę łez nikomu nieznajomemu,
Nie wiem, co przyniesie jutro,
Nie przewidzę wypadków zupełnie,
Nie przeskoczę nad morzem cierpień, bo chcę Cię prosić, byś je złagodził,
Nie oddalę się od Bożego uczestnictwa w królestwie,
Lecz czy to ważne? Przecież Ty tym wszystkim rządzisz, Ty zdecydujesz,

Więc mogę spać spokojnie,
Bo Ty Boże czuwasz nade mną.

Dziękuję. 

środa, 10 lipca 2013

Odlecę? Czy będę siedział na kamieniu?

Ptakiem siebie nieraz nazywam i w myślach frunę nad lasami niczym wielki brunatny orzeł. Zastanawiam się czy dziś wzbiję się w przestworza, aby móc świat podziwiać z góry? Ale przecież orzeł śpi o tej porze, a lata w dzień. Tylko czy ja latam w dzień? Chyba usiadłem na kamieniu, aby odpocząć od wszystkiego. A to niedobrze, bo przecież skrzydło moje, choć w bandażu to przecież już może odbić ciało od podłoża. Ale jestem leniwym orłem.

A leciałem dniami i nocami, po to, aby być szczęśliwym. A czy teraz jestem wesołym poetą? Pewnie, że jestem rozweselonym artystą, ale jakby takim pasywnym wobec tego, co trzeba jeszcze zrobić. A jeszcze tyle jest do zrobienia, a czasu coraz mniej, obudź się wreszcie nim będzie za późno Kocie!

Ach tak, tak już nie śpię przecież. Tak od nowa wszystko trzeba złożyć? A gdzie tam! Wystarczy to, co zbędne wyrzucić, bo podstawy to Ty już dawno masz odpowiednie przecież. Skoro od grzechu się nawróciłeś, nie pozwól by on wrócił. Skoro narodziłeś się na nowo, nie musisz przechodzić tego powtórnie. Skoro Pan Twój umarł za Ciebie na golgocie, zrobił to raz i do końca, z wszelkiej swojej mocy zło w ciele swoim zabierając. Skoro Duch w tobie Święty mieszka, to spraw, aby było mu w Tobie jak najwygodniej i jak najlepiej.

Na szczęście ja nie muszę się błąkać już po świecie. Nie muszę się zamartwiać, bo Pan mój jest ze mną. A choć ciało moje ze mną walczy, ono umrze, czy chce, czy nie chce i tylko Duch pozostanie, aby dać mi odmienione życie. Wszystko co słabe ustąpi i na to miejsce Bóg mój da coś innego. Bo to co osłabione, tego my ludzie już nie naprawimy, bo musi to umrzeć, aby Pan nasz mógł dać nam coś zupełnie innego.

Miesiąc łzy wylewałem rok temu, a niepotrzebnie, bo przecież w mocy Bożej nie musiałem, Bóg się troszczył cały czas i będzie to robić, dopóki ja będę chciał, aby on był przy mnie. A i teraz niepotrzebnie bym się zamartwiał, skoro mam żyć jak zwycięsca dzięki mocy Bożej zbroi. A niepotrzebny mi świat do szczęścia. Dla mnie zawsze miłość była najważniejsza i do dziś się to nie zmieniło. Jednak dziś źródło tej miłości jest inne, bo nie z ciała, ani z duszy pochodzi lecz prosto z rąk mego Ojca w niebie. Więc czy może być coś lepszego od tego?

A czy odlecę? Już rozpościeram skrzydła do lotu i odfrunę, by skrobać piórem gdzieś indziej, o czym innym i w innym czasie, lecz zawsze będę leciał w stronę nauczyciela mego Jezusa Chrystusa. A on będzie leczyć moje rany, które sam sobie zadam przez nieposłuszeństwo Ojcu, lecz ufam mu, że niosąc codziennie swój krzyż wiary cel mój będzie tego warty.

niedziela, 7 lipca 2013

W której tarczy jestem?

Jestem jak tarcza strzelnicza, w którą wystrzeliwane są pociski. Serce moje jest na samym środku, za największą ilość punktów. Kto wbije we mnie swoje ostrze? Zły morderca moich marzeń? A może nieuczciwy handlarz zdradliwych uczuć? A może będzie to pocisk złego, który sprawi, że tarcza aż odskoczy ze stojaka, na którym Bóg ją postawił? Nieustannie jestem narażony na to, co z ciała pochodzi. Ukrzyżowanie Chrystusa odbyło się raz, tam na Golgocie, lecz moje życie ukrzyżowane musi być na niej codziennie. Ciało musi umrzeć, a czy zrobi to tutaj na ziemi, czy w innym miejscu, ono nie wejdzie do chwały Twojej Ojcze. Mam tego świadomość, że jeśli się nie zaprę samego siebie, wtedy Ty mego "ja" zaprzesz się od razu.

Do czego należę? Tutaj na świecie nikt nie ma do mnie prawa jak tylko Twoje serce Boże. Póki na ręku moim obrączka nie zagości, serce moje będzie skierowane ku Tobie, bo do Ciebie należy. Nawet kiedy zakocham się, kiedy z Twojej woli oddam uczuć swoich komuś, komu zaufam, Ty nadal będziesz na moim piedestale, który Ty sam postawiłeś w moim życiu. Chciałbym kochać, lecz razem wspólnie we dwoje nie tylko siebie wzajemnie, ale przede wszystkim Ciebie Twórco wszystkiego, co jest tutaj wśród nas. Pobłogosław każdy czas w życiu, aby nam Ciebie nie brakowało nigdy.

W jakiej więc jestem tarczy? Na pewno w tej, która na duchowym froncie jest gdzieś w centrum, która ma wspierać i chronić tych, którzy giną. Po cóż mi talent pisania dałeś ? Przecież nie dla skażenia ludzkiej duszy, lecz dla jej podniesienia i umocnienia. Takim jestem oto kocim poetą, lecz Ty mnie kształtuj, nie chcę czekać w bezczynności! Muszę pobiec w stronę, którą wytyczy mi Duch święty, a nie człowiek, lecz Twoja wola są dla mnie najważniejsze. Nie chcę zatracić się w tym bezbożnym świecie, a o to dziś nietrudno. Lecz Ty Panie prowadź mnie i daj do ust moich słowa, których ludzie dziś potrzebują, nie dla mego wywyższenia, lecz dla Twego, bo tylko Tobie chwała się należy. Ja jestem tylko Twoim sługą. Cieszę się jednak, że serce moje jest żywe, że świat nie znieczulił go na to, co się wokół mnie dzieje, to wszystko zasługa pracy Twoich świętych rąk w moim umyśle i duszy, dziękuję Ci Ojcze.

Jutro też jest dzień. Dzień pełen wyzwań. Trzeba przekroczyć granicę, a niektóre rzeczy wyrzucać ze swojego życia. Ukaż mi je Panie, abym nie był ślepy. Tylko w jedności z Tobą mogę zostać oczyszczony ze wszelkich rzeczy, które mnie artystę ograniczają. Nie ma jednak rzeczy dla Ciebie niemożliwych, dlatego oddaję wszystko bez wyjątku Tobie. A przed snem proszę jedynie, abyś aniołów swoich zesłał, aby pomogły mi wznieść się do chmur, abym mógł poczuć dotyk Twojego wzroku. Będę szukał Cię nieustannie, abyś mógł zachować swoje działanie w moim życiu, bez względu na to, jaki ja będę. Pragnę abyś był przy mnie, wtedy będę szczęśliwy.

środa, 3 lipca 2013

Jesteś? Zostań.

Ja artysta zostałem pokonany. Pokonany przez samego siebie. Wielokrotnie krocząc przez świat pokonywałem samego siebie. W złości, w smutkach, w płaczu byłem na skraju totalnego zrozpaczenia. Kiedy czasem odbijało się to, co w kwiecie dałem uśmiechowi, byłem pokonany. Aż do momentu, kiedy ze mnie samego pozostały tylko ochłapy, czegoś co tak przez ten cały czas mi ciążyło na sercu i nie pozwalało się wzbić w powietrze.

Był to we mnie człowiek o umarłym Duchu, którego Ty Panie Boże wzbudziłeś, abym dziś zamiast pokonywać samego siebie, po prostu swoje odrzucał. Abym nie na samym sobie polegał, lecz na Twojej drodze, która jest jedyna i niepowtarzalna. Bo choć zupełnie nie mam pomysłu na to, co zrobić ze swoim ciałem, Ty masz pomysł na to, co mogę czynić z Duchem, którego mi ofiarowałeś. Ciebie Ojcze jedynego chcę słuchać, nie świata, nie uśmiechających się do mnie zewsząd pokus, nie kłamstw złych duchów, lecz Ciebie Boże niebieski.

Taki jestem pełen szczęścia, że mogę polegać na kimś, na kim się nie zawiodę, że mogę czytać słów, które zawsze będą dla mnie pokrzepieniem, ale i pouczeniem i skarceniem. Twoje nauczanie jest tak niesamowicie uniwersalne, ale i bezkompromisowe i jednakowe. Chciałbym, aby moje życie było takie pełne dobroci, pewności siebie i jasnego kierunku, jakim jest podążanie do celu - Jezusa Chrystusa. Niepotrzebne byłoby mi cokolwiek innego, jeśli bym Panie Twojej opieki nie miał. Stracić mogę wszystko, jeśli Ty tak zdecydujesz, co mi odebrać. Nie zabieraj mi jednak siebie, bo cóż mi wtedy pozostanie? Bez rąk Twoich kto mnie będzie niósł? Kto otrze moje łzy, kiedy płakać będę w poduszkę? Za każdym razem mój płacz pewnie Cię smuci, lecz wiesz przecież, że i mi czasem przynosi łzy to, co mnie spotyka, lecz jeśli chcesz mojej odmiany, to porusz moje serce, w sposób jaki Ty chcesz.

Dzień się już prawie skończył, ale Ty towarzyszyłeś mi od poranka, aż teraz po ciepłą noc. Będziesz przy mnie i kiedy będę spał, a anioły, które posłałeś, aby mnie strzegły będą przy moim łóżku, w czasie mego snu. Dziękuję Ci za wszystko, za dzisiaj, a i jutrzejszy dzień błogosław mi Twoją obecnością. Miłości proszę doświadcz mnie jak najwięcej, bo mojemu sercu potrzebna jest równowaga, ale wierzę, że Ty ją ukształtujesz już niedługo. Dopóki szept mój w ciszę wpada, będzie wysłuchany.



środa, 26 czerwca 2013

Przetrąciłeś ?

Przetrąciłeś Panie mnie przez coś, co ja znieść musiałem. Nieważne jest teraz to, co było, lecz to co żyje we mnie jest ważniejsze. Czy mi wstyd? Tylko za grzechy moje wstydzi się serce moje i wśród  niedoskonałości moich rodzą się żale na moje życie. Lecz Twoja Ojcze mój w niebie prawica  wisi nade mną. Smaga życie moje jeśli jestem nieposłuszny, ale też przygarnia mnie do siebie, kiedy z płaczem przybiegam przed Twoje oblicze, aby prosić o wybaczenie, że opuściłem drogę nauk Twoich.

Za to powiedziałeś w Słowie swoim, że nie tylko ja przeżywałem tą walkę ciała z Duchem, że i uczniowie Chrystusowi, że i pierwsze Twoje dzieci Boże tu na ziemi miały tak samo, wiele setek lat temu, zanim ja na ten świat przyszedłem. Jestem częścią tego świata, a choćby nie wiem jak mnie smucił, sam go przecież całego nie przemienię, tylko Twoja święta moc może wszystko uczynić. Jestem częścią, ale Ty mnie z niego wyrwałeś, jestem częścią, bo żyję tutaj tymczasowo, zanim Ty mnie do siebie nie przywołasz na wieczność. Chcę ten czas wykorzystać jak najlepiej służąc Tobie Panie.

Ale czy do reszty przetrąciłeś życie moje? Zapewne jeszcze nie, bo przyjdą jeszcze inne chłosty i burze, lecz albo nauczę się albo pokaleczysz mnie doszczętnie. Na wierze postawię moją gorliwość i pokorę i będę słuchać głosu Twego. A choćby i sto tysięcy problemów zwaliło mi się na głowę, Ciebie będę szukał. Choćbym i płakać miał nocami jak roku ubiegłego, w Tobie będzie mój ratunek, bo nie ze świata czerpać chcę, lecz z wody życia, którą Ty mi dajesz w miseczce do napojenia duszy mojej.

Miasto moje obległa noc głucha, człowiek z domu już nie wyjdzie, jedynie głośna muzyka i pijackie hulanki będą toczyć życie przez uciekające minuty w ciemności. Lecz na cóż ludziom przyjdzie to, skoro tylko czas stracą, nic nie zyskując? Wszystko mi wolno, lecz nie wszystko mnie buduje. O Panie, ile prawdy w tym, co powiedziałeś. Tyle lat swoich aż 20 żyłem w ciemności nie znając Ciebie, przez łzy swojej duszy pragnąłem miłości, którą tylko Ty mogłeś mi dać. Kiedy przyszedłeś do mnie i wlałeś we mnie nowe życie, napojone, aby później napełnić je Duchem Świętym i wlać na nowo zupełnie inną miłość odmieniłeś 20 lat w niecałe dwa i zmieniasz mnie na nowo dnia każdego. A choć potykam się w słabościach swoich, Ty mnie umacniasz i nie zostawiasz mnie w swojej samotności tylko nieustannie jesteś karząc mnie, lub błogosławiąc. Proszę bądź przy mnie już na zawsze, abyśmy się już nigdy nie rozdzielili!

niedziela, 23 czerwca 2013

Cóż ci świecie?

Dlaczego świecie sam w sobie przez swoją niegodziwość musisz być sobą męczący? Nie dasz odpocząć, bo wciąż napierasz na to, co mnie zupełnie nie interesuje. Wkradasz się przed oczy moje i chcesz mi wepchnąć do głowy coś, czego w zupełności nie akceptuję. Brzydzę się twoją zgniłą naturą, do której ja w żaden sposób nie chcę należeć, a jeśli choć skrawek mnie samego pobrudzi się Tobą, szybko go czyszczę, abyś mnie nie pochłonął.

Wywodzę się z tego świata, lecz teraz, ani nigdy przedtem świata nie rozumiałem, nie rozumiem i rozumieć nie będę. Znienawidzony w oczach wielu, porzucony przez coś, co uznało mnie człowiekiem nie z tego świata i istotnie, bo królestwo nasze nie z tego świata pochodzi. Emigrantem jestem dla uczuć swoich, które porzuciłem pod naporem litrów łez wylanych zaledwie rok temu. Oderwany od rzeczywistości, turlam się z własnym kocim ogonkiem gdzieś w nieokreśloną przestrzeń. Wszystko jednak jest w porządku, bo cóż poeta począć ma ze światem, skoro sam całego nie zmieni, tylko służyć może Panu wszechmogącemu w swojej tułaczce po piaskach rozpalonych.

Wzniosłość swoją oddaje Chrystusowi wznosząc ręce w uwielbieniu wierząc, że narody świata uklękną przed Nim, jak i on sam nieraz robi to w modlitwie przed Panem. I nic nie mając, co mógłby dać Królowi światłości, daje serce, którego nikt z ludzi jeszcze w prawdziwej miłości nie pokochał. On sam jednak przekonany o własnych uczuciach, których nie przenosi się na każdego człowieka z serca własnego, bo przecież nie można być niewyczerpalnym wodopojem dla wszystkich spragnionych tego świata. Od tego jest Pan w niebie.

Ja jedynie dla braci i sióstr w wierze mogę być pomocny, kiedy sami usychają jak suszki w doniczce. A dla spragnionych chleba i wody będę pomocny kiedykolwiek Bóg ich do mnie przyśle w przeróżny sposób, bo co dla mnie jest okruszkiem, dla biedaka może być bogactwem. " Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili", więc nie ze względu na siebie cokolwiek będę robił, lecz ze względu na tego, który mnie postawił na skale i posłał, aby móc nieść to, co dobre tym, którzy łakną. 

Ale Ty świecie nie śpisz i nadal chcesz mnie przygarnąć jako swojego. Wiem, że z utęsknieniem czekasz, aby powiedzieć o mnie "wrócił i znów jest razem z nami". Ja jednak uparcie będę odrzucał Twoje zwodnicze zaproszenia, bowiem może z ciała jestem słaby, lecz Duch we mnie gorący. Serce moje uparte było przez niemal dekadę, lecz jest teraz wolne od iluzji. Prawdą jest to, że nie jestem tym, kim chcieliby moi "przyjaciele", bo i tych prawdziwych nigdy nie miałem. Jako jedynego prawdziwego przyjaciela uznaję dziś tylko Króla mojego, dla którego piszę i przez którego płynie ze mnie słowo, które wyśpiewuję przez papier. Niech tak pozostanie.

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozmowa

Żebym to ja był taki przed Tobą Panie, jak nieraz tego pragnę. Raz mogę być, a raz nie chcę, bo niemocą nazwać tego nie mogę. Duch ochoczy, lecz ciało mdłe. Lecz po coś stworzyłeś w nas te wszystkie części, aby one ze sobą współgrały. Takie jest Twoje cudowne dzieło w nas, że to nie ciało popycha nas, lecz Duch nasz przez więź czystą ze stwórcą naszym może działać w swoim życiu rzeczy przedziwne i dobre.

A są takie chwile, kiedy w nas niemoc występuje. Bo Ty furtkami życia naszego przemieniasz to, przez co my czasem płaczemy i dusze nasze truchleją z przygnębienia. Ach ile razy tak w tym nowym życiu, które mi dałeś i ja sam miałem. A potem takie refleksje jeszcze, że mimo smutków, które przyniosłeś  w chwilach, potem przyszło światło, które wszystko załagodziło. Bo jest czas smutku i łez oraz jest czas radości i pokoju. 

Ale choćbym miał narzekać na ciało moje, czy na coś cokolwiek innego z życia mego, na Tobie Ojcze mogę polegać. Tobie jedynemu serce moje ufać może, bo Twoje dzieła w świecie tym na to pozwalają. Czasem jestem smucąc się niespokojny, innym razem znów dajesz błogosławieństwo na mojej drodze, że łatwiej byłoby mi wtedy przyjąć drugi policzek, niż być porywczym na ludzi tego świata.

Uczę się pokoju serca od Ciebie Panie. Uczę się, że za dnia i przez noc całą jesteś przy mnie. Niezależnie od tego co się dzieje wiem, że masz pieczę nade mną, nawet wtedy kiedy wróg czyha na moje serce, ono kocha tylko Ciebie Królu nieboskłonu dobra. Choćbyś zabrał mi wszystko, jak Hiobowi, ja wiem, że jeśli z Twojej woli, to ja przyjąłbym największe burze przez miłość moją dla Ciebie.

Bo wiem, że po burzy na niebie widać białą gołębicę, która odkryje nowy ląd, który z Twoich dłoni będzie łaską i szczęściem, w które przyobleczone jest nowe życie z rąk Twoich dane nam dzieciom Twoim.

Niech więc będzie błogosławione Twoje święte imię ponad narodami. Chcę Cię prosić ześlij aniołów, by strzegły serc naszych od utrapień, w słowach błagalnych proszę Cię, abyś nie miał względu na winy nasze i występki przeciwko Tobie, lecz przez krew Chrystusową proszę, abyś się nami opiekował, abyśmy smutni nie chodzili z powodu rozterek naszego żywota. Rozporządzaj naszym losem wedle swojego uznania, aby nas kształtować i pozwól zachować nam równowagę w każdej sytuacji i tej dobrej i tej złej. Niech nic wobec miłości naszej do Ciebie się nie zmienia na zawsze.

piątek, 14 czerwca 2013

Modlitwa prosząca

Dziękuję Ci Boże, za to, że tutaj jestem, za to, że dusza ma nie śpi, kiedy Ty mógłbyś mówić do mnie. Nie ma chwili w życiu moim, którego byś nie oglądał swym wszechwidzącym wzrokiem, więc nie ma powodu do ukrycia. Ty jeden wokół całego stworzenia przenikasz serca na wylot, aby je poruszać. Proszę nie przestawaj tego robić. Proszę aby wszystko co jest między moim poznaniem, a Tobą, a co nas oddziela zostało zniszczone. Nie pozwól zginąć siłom moim, które pochodzą od Ciebie, abym nie upadł. A nawet jeśli byłbyś niezadowolony z mego życia wybacz mi moją duchową nieodpowiedzialność.

Ja poeta jestem gotów służyć Ci duszą moją, którą włożyłeś w me ciało, które powołałeś do nowego życia za pomocą ożywienia ducha mego. Ojcze niebieski chroń moje myśli, abym zdolny był do odbicia ataków złego, który czyha na poniżenie moje. Należę jednak życiem moim do Chrystusa, którego wyznaję nie tylko wobec braci moich i sióstr, ale również wobec świata. Wobec tego ostatniego stałem się jeszcze większym odszczepieńcem, niż byłem do tej pory. Lecz cóż to za strata wobec obietnicy życia wiecznego ? Mógłbym Boże mieć świat cały, lecz jakże czułbym się zagubiony i nieszczęśliwy bez Ciebie, dziękuję Ci, że mnie przyjąłeś. Cóż jeszcze czeka mnie na drodze wyrzeczeń i rezygnacji ? Wszystko, co Ty odrzucisz we mnie, ja tego się pozbędę, bo pragnieniem moim jest Ci się podobać.

Ciało moje jest buntownikiem we mnie, lecz musi być posłuszne, choćbym pościć miał coraz częściej, choćbym modlić miał się nieustannie i być przy Tobie w chwili każdej. Poddaję wszystko pod Twoje Boże działanie, niech wola Twoja we mnie się wypełnia. Proszę jeszcze aby atramentu dla słów moich nie zabrakło i aby ustami moimi kierował Duch Święty. Błogosławię w Twoim imieniu świętych wieku tego i pragnę abyś prowadził wierzących, gromadzących się, aby Cię uwielbiać. A ja również chcę wszelką chwałę oddać Tobie. Panie Zastępów. Niech Twe Królestwo cieszy się powodzeniem i rośnie ku Twojej chwale. Proszę pozwól nam cieszyć się Tobą każdego dnia. A słowa Twoje niech będą wypisane na naszych sercach i wypełnione w czynach naszych.

Amen

sobota, 8 czerwca 2013

Jestem pewny tego, co tutaj i teraz

Deszcz wczoraj ustał, aby zaświeciło słońce, a na moim czole dziś krople potu przyniosły te same promienie, co wczoraj. Ale dobrze zrobiło mi to zmęczenie organizmu, przynajmniej ciało jest zduszone, ma to swoje zalety, szczególnie kiedy to Duch ma być przewodnikiem. Jak dobrze jest być na właściwiej drodze i mieć tego pewność.

Coraz częściej spoglądam w górę niż w dół, serce jest moje umocnione. zgadzam się z wolą Twoją Panie dla mnie. Cokolwiek w moim życiu uczynisz, ja się na to zgadzam, choćbyś mój świat do góry nogami obrócił, co już raz zrobiłeś, ja to przyjmuję z pokorą. Bo co ja sam poeta tutaj mam uczynić ze swoim życiem po swojemu? Kierowałbym się pychą tylko w smutkach swoich, a po co mi sam ja, skoro Ciebie bym nie miał? Jaką wielką stratą czasu byłoby puste życie tutaj na ziemi, która pochłonęłaby mnie wraz z moimi pożądliwościami. Ale na szczęście mam Ciebie Ojcze, nie muszę się bać o to, co za wschodem słońca się kryje, bo nad nim czuwasz.

Coraz bardziej dociera do mnie, dlaczego kierowałeś moim życiem w ten sposób. Zawsze kiedy pytałem się dlaczego tak się stało, a nie inaczej, Ty odpowiadałeś mi, od kiedy idę ze zbawieniem w ręku. A choć czasem zastanawiam się, "co by było gdyby" szybko porzucam te myśli, bo tracę tylko czas, którym jest tu i teraz. Włożyłeś mi pióro w dłoń nie bez powodu, dałeś wrażliwą duszę, która czasem płacze ku Tobie, bo przez łzy się oczyszczam. Nie chcę rezygnować z tego, co od Ciebie Boże otrzymałem, chyba, że zdecydujesz mi to odebrać. Wszystko co moje jest Twoje, ja tylko tego używam, za Twoim pozwoleniem.

Serce moje się nie martwi, nie smuci, ani nie zamartwia. Przyjmuję wschody słońca z radością, a zachody z tęsknotą, że dni tak szybko fruną. Lecz ja razem z nimi, orzeł z zabandażowanym skrzydłem mojego świadectwa wiary. Rodzony mój brat twierdzi, że czegoś mi brakuje. Jedyne czego mi dziś brakuje jest zapisane w moim sercu, lecz któż to wie, skoro tylko nieliczni mogli posiąść wiedzę na temat mojego serca? Tych którym nie warto było ufać, nie ma już w moim życiu, odsunąłeś ode mnie wrogów moich uczuć Ojcze. A choć po nich przyjdą nowi i wystrzelą strzały ognia, aby mnie zranić, cóż mogą mi zrobić, jeśli Ty mnie chronisz? Kłamstwo mnie nie zniszczy, bo prawda jest w Twoim słowie i to ją będę głosił, a nie sztuczne kwiaty na pomnikach bohaterów spalonej ziemi. Dla mnie ważne jest zwycięstwo, oraz bliskość osoby, która chce zwyciężać w Bożej chwale tak, jak i ja. Ty Panie pragniesz byśmy otaczali się zwycięzcami, dlatego chciałbym uczestniczyć w tym szczęściu.

wtorek, 4 czerwca 2013

Poranek poety

Cóż za piękny dzień, sennych marzeń moich cień! A choć deszczyk w okno stuka, to serduszko mocno puka, co by chciało rzec tak dobrze, bo wśród ludzi jest kochane. Nic na pastwę losu rzucić nie da, Pan w niebiosach, co tak kocha niewzruszenie. Bądź tak w świecie rosnąć kwiatem, ponad wiatrem być dziś ptakiem, a tą wodą pluskać w twarz, cóż dziś Ojcze włożysz w nas?

Za Twą ręką mówisz idź, poddaj siebie, po cóż ginąć, kiedy w morze przyszło płynąć? Więc radości okrzyk rzucę, cóż za szczęście dałeś mi. Nie ma smutków, ni goryczy, bo tak jesteś obok mnie. Nie ma płaczu, ni rocznicy, co by oblać miały mnie. Lecz tak patrzę w górę i słucham, nie chcę dziś przypominać strusia. Uczuciowy jestem i taki będę, niezależnie od tego co świat w głowę będzie chciał mi włożyć, to tylko Duch święty może wlać we mnie to, czego pragnę, a wytrącić to, co jest we mnie trujące. Chwała za to niech będą niebiosom, co chcą bym czasem chodził boso. Bym rozumiał co dla mnie ważne, co ma być na wierzchu, a nie na dnie.

Nie roztrząsam mąki sitkiem, nie odrzucam zadań chyłkiem, choć wyzwaniem jest mnie kochać, cóż to Panie dla twej wiedzy? Kiedy wszystko wiesz dziś o mnie, skoro wiesz, z czym się borykam, wiesz co rani moje serce, wiesz, że płaczę czasem we dnie. Ty mą duszę wzruszyć chcesz, przygotować moje życie. Bym tak pragnąć mógł jak kiedyś, lecz tak w pełni dzięki Tobie. Szukałem radości i Ty mi ją dałeś, szukałem kogoś kogo pokochać mogę i odbiłem się kilkukrotnie od szyby kobiecych spojrzeń, które były dla mnie złudne.

Aż wreszcie po nocach nie śpię, bo mnie zaskakujesz. Oka mi zmrużyć nie pozwala, ta co chce czytać w moim sercu. A nie wiem przez co, przez słów jakich użytych tak łatwo odczytać, co oczy moje mówią na tą okoliczność. Serce moje jest czerwone, ucho moje nastawione, oko moje dziś przetarte, podobieństwa dziś chcę przyjąć. To są małe szczególiki, co tak w kociej są naturze, co w miłości wypełnione, co w mych wierszach nakreślone, jak na duszy leżą kwiaty, co wypełnić mogą braki.

Ufam Panie Tobie jednak, że me życie tak kreujesz, zaskakujesz i budujesz. Nic nie dzieje się z przypadku, więc tak serce chce Ci wierzyć, że jego marzeń sennych garstkę spełnisz. Bo choć poeta wciąż poznaje przez słowa, a ręce są kawałek od niego, on chyba wie, że słów przypisanych dla niego w czasie rozmów jest miliony. Cieszy się więc z nich i czeka, wciąż ciesząc się z podobnych myśli, pragnień i uczuć tej, co chce czytać w jego sercu.

Ufam Panie, że Ty mnie w tym prowadzisz, bo cóż mi więcej trzeba niż Twego rozsądku i miłości, która wreszcie po latach może być taka, jak Ty ją stworzyłeś. Wlej więc światło, aby nie zatracić tego, co piękne, aby trwało nadal i budowało siebie wzajemnie w umiłowaniu dusz swoich bliskością.

piątek, 31 maja 2013

Modlitwa

Oczy moje otwarte i uszy nastawione Panie. Nic innego dusza ma teraz nie pragnie niźli słuchać Twojego głosu i oglądać Twoje Boże dzieła. Myśli nich moje będą otwarte na Słowo Twoje, a Pieśń chwały niech będzie Ci grana, bo należy się tylko niebu. Dziękuję Ci Ojcze w Niebie, że zsyłasz deszcz ożywczy, który poi wszelką duchowość tutaj na ziemi, bez Ciebie sytuacja człowieka byłaby beznadziejna.

To Ty stworzyłeś wszystko, od gór, aż po doliny. To Ty tchnąłeś życie w to, co do tej pory było tylko suchym badylem. To Ty w swojej łasce zesłałeś pocieszyciela, który napełnia wnętrza nasze każdego dnia zobowiązaniem do dążenia w świętości ku Chrystusowi. Raduje się dusza moja i jest Ci wdzięczna, za wszystko co od Ciebie otrzymałem. Nic nie mogę wypracować sobie, jeśli Ty tego nie błogosławisz. Nic mi się nie należy, a proszę tylko o to byś był blisko i żebym ja mógł być blisko. Wszystko mogę stracić jeśli tylko Ty tak zdecydujesz, Ty jesteś panem mojego życia, ono już nie jest w moich rękach, lecz w wyłącznie w Twoich. Ufam jednak, że w Bożym planie uchronisz mnie przed moją własną głupotą i zwodniczym sercem. Niech prowadzi mnie Twa ścieżka, z której schodzić nie zamierzam.

Wysławiam Cię ponad chmurami, modlitwę moją zanoszę wprost przed Twój święty, czysty, szczerozłoty tron. Nic więcej nie mogę Tobie dziś dać prócz serca mojego i ofiary z przyszłości, która jest naznaczona ciepłem odpocznienia, w którym chcę pozostać. Cień Twój ochładza ziemię, dodaje otuchy w parny dzień, daje bezpieczeństwo kiedy deszcz ognia chce zmieść z powierzchni ziemi wszystko co należy do Królestwa Niebios. Miej Panie w opiece wszystkie swoje dzieci, te wierne i te bardziej buntownicze. Proszę otwórz serca również tych, którzy dziś odrzucają ewangelię życia. Nie godzi się moje serce, kiedy tak wiele osób staje się niedostępnych dla Słowa, lecz wiem, że dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. Błogosław wszystkich głosicieli ofiary Chrystusowej, aby mieli siłę do dalszej, nieraz wyczerpującej posługi.

Niech zajaśnieją gwiazdy, również dar od Ciebie, niech rozjaśnią drogi nocą, abyśmy nie zbłądzili. Duchu święty jesteś przy nas, wylewaj się z wnętrz naszych, aby życie nasze było godne nowonarodzenia i oczyszczającej ofiary krzyża. Niech zapanuje pokój wśród dusz roztargnionych, niech ulży w chorobie Boża moc uzdrowienia oraz wszelkie inne dary, za które jestem Ci wdzięczny Królu światłości.

Przyjmij proszę to, co Ci wysłałem wraz z najbliższym rejsem ptaków ku niebu, niech spełni się Twoja wola w każdej sekundzie naszego istnienia tutaj na ziemi.

Amen

czwartek, 30 maja 2013

Dwa brakujące elementy

Jakże ja poeta mógłbym być tak ślepy, że do zbroi od Ciebie Panie nie wziąłem dwóch tak ważnych rzeczy? Ale, że tydzień ten cały jest dla mnie niesamowity, bo nie dość, że uczę się tego, co mówisz do mnie, to jeszcze próbuję dociec skąd, po co i dlaczego w ogóle mam się zbroić. Słów Twoich nie zapomnę, bo otworzyłeś mi kilka razy serce na kilka rzeczy i pokazałeś Ojcze, że bez broni sobie nie radzę, jak dobrze mieć Twoją opiekę w tym wszystkim.

Przyłbicę zbawienia przez wiarę swoją, mogę założyć, będąc narodzonym na nowo człowiekiem, ale też nowo-narodzonym artystą, bo i we mnie sztukę zmieniłeś, aby była oczyszczająca. Nie mogłem przez te lata, bo nie znałem Twojego daru, ale dziś od niemal dwóch lat mogę go dzierżyć w swoich dłoniach, a w przypadku gradu, deszczu i ognia mogę zasłonić oczy zbawieniem płynącym z cienia przyłbicy. Więc teraz jeszcze poza pancerzem, prawdą na biodrach, butami z zapiętymi rzemykami oraz tarczą wydaje się to kompletny ekwipunek.

Ale tylko wydaje się. Bo jest pełny lecz tylko pod względem obronnym. Lecz czy każda twierdza nawet ta postawiona na skale, wśród wód płynących i wielkich rozpadlin, może bronić się w nieskończoność? Albo czy samą obroną można zwyciężyć wojnę? Można ją przetrwać, lecz na jak długo? Bo przecież mury mogą zostać skruszone, oba policzki pobite, a ciało ubrudzone brudem grzechu, ale trzeba wstać i pójść na nowo, aby WALCZYĆ. A jak walczyć nie mając broni?

Dlatego już rozumiem, dlaczego nie byłem w stanie walczyć. Zabrakło mi jednej rzeczy, nie mniej ważnej jak reszta elementów pełnego uzbrojenia z tarczą wiary na czele. Do walki dałeś nam "miecz Ducha, którym jest Słowo Boże". A broń ta jest śmiertelna dla przeciwników, wiele razy nią się posługiwałem, kiedy wróg przychodził ukradkiem do mnie, aby mnie związać. Lecz na cóż moc broni, kiedy tarczy brak, albo reszty zbroi? Dopiero teraz w pełni uzbrojony wiem, po co i dlaczego. Mając kompletną zbroję daną nam z nieba, mogę stwierdzić, że jestem gotowy.

Teraz Panie mój ani obrona, ani atak mi nie straszne, skoro zrozumieniem moim jest Twój zamiar, aby nas samych i bezbronnych na polu walki duchowej nie zostawić. Chroniąc swoją głowę, ramiona, tors, nogi i mając do tego tarczę i miecz, mogę być przygotowany. A jakże rycerz potrzebuje przygotowania do wojny, tak i ja potrzebowałem, bo nie tylko pióro moją bronią, lecz Słowo Boże, które jest atramentem dla moich słów.


poniedziałek, 27 maja 2013

Zbroją odbiję wszelkie zło

Za oknem ozięble, lecz w środku ogień, palący żar w sercu! Panie, przywdziewam dziś zbroję, którą mi przygotowałeś. A przygotowana, błyszcząca niech jest na moim ciele i niech mnie chroni przed wrogiem.  Na biodrach prawda, niech jest na ustach również i w sercu, bo zakłamanie niszczy wszystko, co może stworzyć człowiek, przez możliwości, nadane mu od Ciebie Panie. Pancerzem sprawiedliwości chcę kierować się w życiu, aby nie być wobec nikogo oszczerczy, ani wywyższony. Ty jesteś moją sprawiedliwością, Ty jesteś sędzią, mogącym cokolwiek w moim i życiu innych ocenić. Aby stopy nie były bose, zakładam buty, aby móc głosić światu ewangelię. Nie boję się tego, bo i do tego mnie powołałeś, jak wszystkie swoje dzieci. Cieszę się, że mogę mówić i pisać o Tobie Ojcze i o Twoich dziełach w życiu moim. To cudowna możliwość, z której pragnę korzystać przy każdej nadarzającej się okazji.

Wreszcie Tarcza Wiary. Wielka, poręczna, pożyteczna. Wiarą jest moją nowe życie, które wlałeś we mnie. Wiarą moją są wszystkie obietnice jakie mi dałeś i pouczenia, które zmieniły moje życie. Wszystko co otrzymałem z Twojej woli jest mi dziś bliskie i dziękuję Ci za to. Ten element obrony jest najważniejszy, bo bez tarczy jak odepchnąć przeciwnika? Bez osłony można przyjąć ciosy, lecz od nich można upaść, a wtedy serce moje przepełnione jest żalem, więc nie pozwalam nikomu wepchnąć mnie w przepaść.

Teraz wszystko mam, potrzebuję jeszcze wskazówek Twoich dotyczących tego, jak umiejętnie wykorzystać swoje wyposażenie, otrzymane z niebiańskiej zbrojowni. Na polu walki stoję i muszę się ostać, inaczej któż będzie bronił tego, co wlałeś w moje serce? Wszystko we mnie musi być szczelnie pozamykane, aby części wszystkie trzymały się równo, a ciało nie zostało odsłonięte. Bądźmy razem Boże, ja ubrany w Twoją obietnicę i siłę, Ty we mnie głoszący przez usta moje Twoją prawdę, która wyzwala. Chcę by Duch Święty wylewał się ze mnie strumieniami, abym ja już sam nie miał kontroli nad własnym życiem. Powierzam wszystko w Twoje ręce, którymi Ty się posługujesz, wyciągając mnie z rąk ludzkich, a posyłając w służbie potrzebującym Królestwa Bożego.

Dlatego sercem pragnę pozostać przy Tobie gdziekolwiek się ruszę. Wtedy Ty będziesz mną kierować, nie zabłądzę, wiem o tym. Bo jeśli Ty z nami, któż przeciwko nam ?

sobota, 25 maja 2013

Na łące, polanie, czy wobec serca?

Poeta fajnie spał, choć krótko. Śniły mu się jakieś głupoty, ale to nieistotne, bo już się rozpłynęło wraz z kolejnym dniem. Jak to dobrze Panie zacząć go od Twojego słowa, to takie pokrzepiające! Chciałbym, żeby to był mój nawyk, ale wciąż się w nim wyrabiam, bo zawsze te moje powieki takie ciężkie, jak zasłony nie chcą się odkleić rano. Niesforne ciało, zawsze jest przeciwko Duchowi, który chce je przerzucić. I tak się miotają tak między sobą, jak na zapasach. A serce tylko się tej walce przygląda, a samo inną melodię gra.

Ja artysta malując pejzaż własnego życia, nie mógłbym przenigdy zapomnieć tego do czego zostałem powołany. A do nowego życia, co stare porzuciło, przetkało gdzieś w odmęty niepamięci. A choć tamto chce jeszcze coś powiedzieć, to poeta tylko ucisza i odgania wspomnienia, bo po co mu one, ile można żyć wspomnieniami? Nie potrzebne mi to zupełnie.

Tak sobie myślę, patrząc gdzieś do słów swoich szukając języka poezji, tutaj w tym miejscu: " co ja bym musiał jeszcze zrobić ze swoim życiem, chcę żeby było doskonalsze i jeszcze bardziej oczyszczone". I tak się zastanawiam, ale mając sen spokojny, mogę się martwić tylko to, co zostało w nim zmarnowane, bądź porzucone przedwcześnie na rzecz drobnostek. Kwiatów oglądać oczy chciałyby tysiące na łąkach, na polanach, gdzie żaby skaczą, motyle sączą zapachy,  a ślimaki woooolno płyną po drogach swojego śluzu. I tam przebywam czasem w myślach, słuchając uspokajających nut długich godzinnych piosenek bez słów.

Za trochę ponad rok minie 10 lat, od kiedy w rękę pióro wziąłem i zacząłem pisać. Jak ten czas szybko przepłynął i setki zdarzeń się wykonało, które opisywałem. A serce to raz na dole płaczące, a raz na górze śpiewające. A ile jeszcze do przeżycia zostało, to nie wie nikt poza Tobą Panie! A cele są przecież takie piękne, wzniosłe, ale pełne też odpowiedzialności, troski, bliskości piękna Twojej miłości. Tak tylko Twojej, bo ja tą moją kulawą człowieczą, to porzuciłem tam w wodzie chrztu. Oby mi nigdy nie zabrakło Bożego natchnienia, aby pisać! Panie bądź przy mnie i jeśli będzie trzeba to powiedz, co jeszcze naprawić, żeby przed końcem zdążyć przejść przez ciasną bramę Twojego Królestwa.  Co by nie było trzeba zrobić, to ja to zrobię, bo serce moje czuje, że warto.

Tak jeszcze zostało tysiące stron do zapisania, zanim przyjdzie mi się spotkać z Panem. A potem już będę pisać hymny na cześć Jego imienia już zawsze, takie mam ciche pragnienie, aby ktoś mógł śpiewać moją poezję Tobie Panie, abym ja mógł na Twojej uczcie, błogosławić Cię moim wierszem, abyś mógł być ze mnie szczęśliwy. Ale przedtem naucz mnie kochać ludzi, abym mógł dać im Twoją miłość, również tej, która się zdecyduje poślubić mnie, wraz ze wszystkimi moimi przywarami, łzami, wrażliwością oraz z całą stertą zapisanych ciepłą miłością słów na karteczkach listów i wierszy. O to cię dziś proszę. Wierzę, że wszystko co potrzebne dasz mi, tak jak do tej pory, nigdy się na Tobie nie zawiodłem Ojcze, zawsze się mną opiekujesz, dziękuję Ci za to raz jeszcze.  :)


środa, 22 maja 2013

Co na myśl się nasunie?

Co miał autor na myśli, kiedy stworzył to, co później zostało przeczytane? A co miał w sercu, kiedy litery w słowa poskładał, te w wersy, później w zdania, aż opowieść powstała, która do dziś końca nie ma. A jeszcze poezją się para poeta, co chce rymować. A najlepsze natchnienie przychodzi do niego z rąk Bożych zazwyczaj albo gdzieś totalnie przeludnionych miejscach albo nocą, kiedy gwiazdy srebrem pokrywają niebo.

Artysta myśli nieszablonowo, często tak pogmatwanie, że sam gubi się w gąszczu swoich przemyśleń nad światem, swoim życiem i rozwojem wydarzeń. A kiedy nie zajmuje się myśleniem, potrafi tworzyć bez udziału tego, co w tym wszystkim przeszkadza. Wtedy płynie na swoim okręcie, którego sam przez natchnienie prowadzi. Lecz dziś cały czas pragnie, aby Duch był marynarzem na jego statku, którego on sam już nie prowadzi, ale właśnie światło, co przed sobą chce postawić i do niego dążyć.

Cóż się przyśni poecie, żeby mógł powiedzieć, że z atramentu stworzy coś pięknego, a w nocy ujawnionego? Czasem się ze snów swoich śmieje, są jakby marzeniami, ale nie kocimi, lecz przez ich próżność odrzuca cokolwiek swoją wielkość, bo jest tylko sługą powołanym do pisania innym. Tylko poeta, tylko długopis swój trzyma, czasem mając wrażenie, że przeżywa po raz kolejny Déjà vu. A potem okazuje się, że to było w śnie i, że się spełniło. A potem co innego znów pod czaszkę się wciśnie, aby zająć myśli niemiłosiernie utrudnia jeszcze wszystko bardziej i bardziej.

A czasem wszystko gaśnie, świeczki na wietrze, co policzki zarumienia, niczym nie zajęty, słucha głosów ptasich grajków, przyśpiewując radośnie Bogu, ogłaszając jego moc i wielkość ponad wszystkim. Myśli swe porzuca, bo jakby tylko to robił, stałby się filozofem albo jeszcze kimś gorszym. A w lekkości żyć chce, bo lekkością może tworzyć. W delikatne dłonie kwiaty włożyć, do włosów niewieścich przypiąć liścik, co mu w oku zaświecił przed wieczorem. A jeszcze ręce z atramentu w strumyku zmyć, moczyć swe stopy, oglądać motyle i skaczące do stawu żaby.

A jak już wkład się wypisze, atrament skończy to pióro odłoży, gdzieś w policzki szepnie słówko, bo cóż więcej w świecie mu zostało, jak tylko słuchać Pana swego i móc uczucia z Jego rąk zaszczepione w poecim sercu przekazać innej duszy. Tylko by chciał coby to harmonii jego nie naruszy, bo chce być czyimś po części dla kogoś, a w reszcie dla Pana w służbie dla dłoni dobrych, radosnych oczu, kochanych ramion i zasypiając chce pocałunkiem zamknąć całą noc w cichym szepcie, kołysząc się w rytm muzyki świerszczy.

czwartek, 16 maja 2013

Radość poematu

Udało się o Panie! Udało mi się napisać mój poemat. Taki jestem szczęśliwy, że drugi raz w życiu mogłem zapełnić naraz tyle stron, które pełne są słów płynących z mojej duszy. Ale teraz dodatkowo przepełnione są wpływem Twego Ducha na moje życie. Jakże jestem radosny, że wytrwałem, że ponad 3 tygodnie zajęło mi to, ale dzieło ukończone. Chciałbym Panie abyś pobłogosławił moje słowa, aby mogły być wytchnieniem, bądź pocieszeniem dla moich bliźnich, którym dam je do przeczytania.

Rozpalasz słońce nad moim podwórkiem, aż krople potu są znów na moim czole. Jeszcze szerszeń, którego widzę codziennie trochę wzbudza we mnie obawy, ale nie jest na mnie zdenerwowany. Zastanawiam się czasem w jakim celu stworzyłeś te owady. Jak zresztą masę innych unoszących się na wietrze to tu to tam. W głowie jakoś zamigotała mi ważka, którą często widzę nad stawem, bądź jeziorem. One są takie piękne.

Jeśli ja miałbym myśleć i kierować się wyłącznie rozumem, to chyba nie wierzyłbym Twoim słowom. Lecz ja przez wiarę swoją mogę zaświadczyć tym, że istniejesz, jeśli ktokolwiek potrzebuje dowodów, moje życie jest przepełnione dowodami na to, że się mną opiekujesz. Dziękuję Ci mój wszechmocny Ojcze. Ja już nawet nie umiem zliczyć ile razy troszczyłeś się o to, aby mi nie stała się krzywda, ile razy moje ciało mogło ulec uszkodzeniu, ale Ty mnie od tego uchroniłeś, dziękuję Ci!

Koci poeta patrzy na świat i czeka. Czeka na wiatr Syjonu, czeka na skruszenie serc zatwardziałych, czeka na masowe oczyszczenie żywota ludzkiego. Jak popchnąć to wszystko by żyć zaczęło, a nie stało nieruchome w smutku przygnębione? Być żywym świadectwem, wyjść do potrzebującego, podając mu rękę, aby się nie utopił? Panie Ty znasz moje serce, chyba nawet lepiej ode mnie, kiedy sam zatajam przed sobą, co serce moje może mi uczynić. Lecz ani o sobie myśleć nie chcę, bo nie jestem dla siebie, lecz Tobie Panie służę. Nie dla mnie to życie zostało powołane, lecz aby było przeznaczone do szerzenia Bożej chwały.

Niech się więc radują narody uciśnionych, niech błogosławione będą w czystości niewiasty i mężni uczniowie, którzy chcą za Chrystusem jedynym podążać. Cieszy się serce moje z wiary moich bliźnich, a kiedy kolejne dusze słyszą o Tobie Panie modlę się o nie, aby były w stanie Cię przyjąć, bo smutno mi kiedy ludzie giną, nawet nie wiedząc o tym. Daj mi siłę Panie, abym nie bał się mówić o Tobie w każdym miejscu do jakiego mnie poślesz. Chcę abyś miał ze mnie użytek, jako uformowana glina, a ie stłuczone naczynie. Tak mnie wyposaż, abym szczęściem mógł się dzielić z innymi.

niedziela, 12 maja 2013

Jest dobrze

Jest dobrze Panie, bo mam Ciebie, jest dobrze, bo mi pokazujesz na czym polega kochanie według Twojego pomysłu. Jest dobrze, bo jakże mogłoby być źle, kiedy me serce chce lgnąć ku Tobie? Ciekaw jestem czy czasem jak mój Ojciec nie jesteś już wobec mnie trochę zniecierpliwiony, że czasem nadal w pełni nie postępuję, tak jak Ty chcesz. Masz wyrozumiałość, ale zapewne i ona się kiedyś kończy w momentach kiedy mnie karcisz. Stąd wynika Twoja sprawiedliwość i surowość, bo pomimo tego, że kochasz doskonałą miłością, potrafisz poustawiać wszystko tak, żeby było w porządku.

Jest dobrze nauczycielu - będę uczył się całe życie, mam nadzieję, że kiedyś mnie również powołasz do nauczania. Jestem szczęśliwy, że mogę światu mówić o Tobie, to dla mnie zaszczyt, że Twoja prawda może płynąć przez moje usta. Jeśli sławić miałbym kogokolwiek istniejącego, to tylko Boga żywego jakim Ty jesteś. Cudownie jest być Twoim dzieckiem, móc przebywać w otoczeniu współtworzycieli i dziedziców Królestwa Bożego. Zmieniaj proszę serca ludzi, aby były jeszcze bliższe i pełne Twoich zamysłów.

Jest dobrze Ojcze, tworzysz świat, który jest taki bliski memu istnieniu. Jest taki, jak zawsze pragnąłem - tworzysz piękno przyrody, słodkich ptaków, kotów, roślin, świetlików, co dają światło nocą i grają melodie wespół ze świerszczami i żabami. Niesamowite jest piękno przyrody - szkoda, że tak bardzo zostało zepchnięte przez nowoczesność cywilizacji, która stworzyła z przyrody rezerwaty. Dobrze, że jeszcze forsycje kwitną w miastach i rabaty kwiatów, inaczej już wszystko wokół byłoby jednakowo szare, a tak jest pełne Twojej miłości i zapachów.

Jest dobrze Zbawicielu - wypełnia się we mnie Twoje słowo, raz lepiej raz gorzej, ale wierzę, że to nie ja sam, ale Ty we mnie zmieniasz to, co potrzeba, aby być takim, jak Ty. Wzorować się nie będę na świecie, który umiera, bo ja nie chcę swej śmierci. Wszystko tutaj zostanie, co ja dla siebie stworzę, zrobię, czy napiszę, to zginie. Nie zabiorę stąd niczego poza swoim wstydem, ale też na tyle czystego serca, na ile pozwolę Tobie we mnie oczyszczać. A chcę iść za Tobą, nieważne co powiedzą ludzie, jak bardzo odrzuci mnie moja rodzina, przyjaciele, którzy częściej są dla mnie zdrajcami i obmawiają mnie, kiedy są poza moim wzrokiem. Nie ufam ludziom, bo wykorzystują moją dobroć i łatwowierność, a ja chcę ufać tylko Tobie i Twoim słowom, bo tylko one nie są dziś wokół w tym świecie kłamstwem. Ucz mnie czytać z Twoich rąk i z Twojego wiatru, który uniósł mnie jak latawca na cieple. Chcę abyś był i wierzę, że będziesz i, że mnie nie opuścisz, w żadnym momencie i w żadnym wypadku.

Dziękuję Ci za to,


... że jest dobrze.

wtorek, 7 maja 2013

Maju kochany dałeś mi wytchnienie

Bez Boga nie istnieję. Nie ma mnie poety, jeżeli Pan nie istniałby w moim sercu. Ja nie mogę pisać, bez Bożego natchnienia. Są dni kiedy patrzę w niebo i zastanawiam się skąd to wszystko, po co i dlaczego i wiem, że dla nas ludzi, dla nas to wszystko. Nieważne stają się powody, które płacz wywołują, kiedy z błogosławieństwa wynika pokój mej duszy. A Tobie człowieku, dokąd zmierzać przyszło? Czy jeśli masz choć jedno błogosławieństwo, to czy korzystasz z niego, czy je dostrzegasz choć w ogóle?

Tak się zastanawiam, gdzie moje to moje, czy moje już nie jest? Co powiem, przez światło, czy jest tylko wyrazem ust moich, czy już czymś więcej? Gdzie rozgraniczenie między pragnieniem z własnej duszy, która Duchem jeszcze nie jest przykryta? Zatracić granicę, wymazać, czy poza nią być, aby wszystko co z serca było w Bogu? Jak mam czynić Pasterzu z groszem mojego osobistego wyrazu, kiedy umarło i pogrzebane zostało na wieki, a szturcha mnie w bok?

Jak łatwo zostanie człowiek zwiedzony, jeśli wmawia sobie coś, czego nie ma nigdzie, nawet na płatkach kwiatów. Niezrealizowane marzenia, gniotę jak papier, bo nie są priorytetem w realizacji mojego życia. Nie pokrywają się z celem głównym, więc je wyrzucam z serca dziś tak po dni kolejne, żeby do serca nie miały dostępu. Serce moje ma być czyste, dla kogoś służące, nie dla samego siebie, bo samo siebie nie uszczęśliwi, wykorzystywać nikogo nie chcę, nie ranię, jeśli sam nie stawiam się wyżej.

Pycho nienawidzę ciebie, zrzucam cię w przepaść i tam zostań. Zatracenie, twoje miejsce jest pomiędzy rozpustnikami. Nieczystości nie dopuszczam cię do moich dłoni, a choć próbujesz w snach się przebić do mej świadomości, jesteś martwa, odbijam Cię tarczą wiary, która zakryła mnie przed starą naturą.

Bliskości serca ciepłego pragnieniem jesteś duszy mojej, lecz nie chcę abyś zaspokajała moje pragnienia, lecz chcę abyś to przez moje ręce była dawana komuś kogo, przez Bożą łaskę będę mógł poślubić. Upajać chcę się służbą. Upajać chcę się dawaniem uśmiechu, rozpromienionego Bożym słowem płynącym strumieniem  z duszy mojej, wytrenowanej na Boże posłannictwo.

Panie, niech moje tak, będzie Twoim tak, niech moje nie, będzie Twoim nie, niech droga moja będzie według Ciebie odpowiednia, bo ja sam nie chcę nic wybierać, bez Twojego wyboru dla mnie. Chcę dać swoją miłość, lecz pierw znajdę Twoje Słowo, bo moim pragnieniem dnia każdego najbliższego jest naśladować Ciebie w moim poczynaniu.


poniedziałek, 29 kwietnia 2013

List do kobiet upadłych

Kobieto światowa, którędy Twe stopy kroczą, że karmisz siebie niegodziwością? Dlaczego hańbą jesteś dla swojego imienia? Wyniosłością jesteś niczym paw, a zuchwałością przewyższasz niejednego mężczyznę. Pierś Twoja ponętna, lecz zamiast pokarmu zawiera truciznę. Rzęsami podniesionymi ku górze zanosisz spojrzenia współczesnej meduzy. Zatracona Twa przyzwoitość, ciałem swym handlujesz na ulicach i w domu, dzieląc je na kawałki. Męża nie potrzebujesz, mówiąc: "na co mi jeden wytrwały, skoro mogę mieć stu kochanków?". Wydajesz na siebie wyrok, wnet bestia Cię pożre bezlitośnie.

Brzydzi się serce moje tańcem Twoim, gdzie korowód nieczystości jest na jego czele. Sama nie wiesz dokąd idziesz, a brniesz w ślepą uliczkę. Maski do tego zakładasz, jak w greckim teatrze, a błoto nakładasz na twarz. Kremy wcierasz w uda swoje, opiekasz swe ciało w piekarniku, o piękno swe nieustannie zabiegasz. Na próżno Twe starania, bo śmierć wyda zmarszczki na ciele całym i zgnije jak przejrzały owoc.

Lecz Pan nasz z gór zstąpił i chce podać Ci rękę, Odrzuć swe uciechy, nie dla ciała walcz, lecz w Duchu usłuż mężowi swemu. Czas jest bliski, blask światła gaśnie, okryj się czystą szatą. Bóg woła do Ciebie, a ja poeta daję Ci słowa Jego.

Uratuj  duszę swoją, bądź radością w oczach Ojca. Któż jak nie Ty będzie w czasie końca pomocą w domu męża Bożego? Nie daj wzroku jego skraść przez kochanki nocy. Chrystus czeka na Twoje słowa, czyste, piękne, kobiece. W modlitwie oddaj mu swoje troski, odwróć swój wzrok od złego romansu. Tańcz, lecz szlachetnie pod okiem Pasterza. Spełnij swe Boże powołanie w czystości dla męża. Bądź dzieckiem Bożym i żoną w miłości niezachwianej. W górę patrz ubrana w białą suknię. Opaski zamień na kwiaty, zamiast kremu, aloes, zmyte błoto z policzków Twoich. Tylko tak uratujesz się od zguby.

Dla końca listu tego, poeta przesyła błogosławieństwo kobietom świata tego. Wierzę, że serca skamieniałe Pan nasz Jezus Chrystus skruszy, a oczy otworzy, ponieważ dobrym pokarmem jest słowo Króla całej ziemi. Pamięć niech je zachowa, bo czasu coraz mniej. Niech się dokonają sprawy światła w duszy wszystkich zagubionych niewiast, które opuściły drogę życia. Niech Bóg Was prowadzi.

piątek, 26 kwietnia 2013

Atramentu zakup więcej.

Zatrzymałeś się poeto w czasie. Porywasz serce swoje, żeby patrzyło na to wszystko, co przed nim. Bierzesz długopis i piszesz po południu i wieczorem. Znów ambicje masz na bycie kimś lepszym w swoim talencie, pisząc poemat długości stonogi, gdzie kartek jest koło dwudziestu, a wersów kilkaset. Piszesz poemat dziennik, co w duszy ci gra, chcesz tworzyć. A spoważniałeś poeto, to znak, że już dojrzalej chcesz określić, śladem po papierze swoje aspiracje przed chmurą, pod niebem błękitu. Że też ci się to nie nudzi kochający człowieku.

I przekonujesz sam siebie, że to, jak kiedyś, ale inaczej. A dlaczego inaczej, skoro forma podobna? Ano dlatego, bo dziś możesz być, jak to mówią inni przybity i markotny, ale na drugi dzień możesz być szczęśliwy, bo śnisz inaczej. Czasem zasypiasz i budzisz się, bo latarnie przy drodze Cię budzą, bo słyszysz głosy, innym razem śpisz, jak kamień. A potem budzisz się i w górę wznosisz ręce i NIEWAŻNE dlaczego, ale zawsze z życiem. Rozmawiasz z Bogiem. Przepraszasz, dziękujesz i prosisz, zazwyczaj w takiej kolejności. Piszesz przez Niego, dla Niego o sobie i dla innych i dla siebie, ale chcesz być szczęśliwy. Łapiesz chwilę i nie puszczasz, dopóki iskierka nie zapłonie w oczach Twoich.

Uparty artysto. Kochasz Boga, kochasz ludzi i błogosławisz im, nawet największym zdrajcom, którzy słowami pobili Cię do wewnętrznego płaczu. Błogosławisz często każdego człowieka, zanim spojrzysz na niego, a to nic, że nie musi on być przy Bogu, ty chcesz aby był szczęśliwy. Bożym poselstwem chcesz przekazać światu, że choć sam czasem się smucisz w niedokończonej bajce własnego życia, masz w świecie coś pięknego. Zawsze szukasz głosu Bożego w tym, co Cię otacza. W pięknie pachnącego powiewu kwitnących drzew, w śpiewie ptaków, w mrówkach, które dziś miliardami wyszły i w tłoku poczęły maszerować nie wiadomo gdzie i po co, mówiąc Ci, abyś był pracowity jak one, które potrafią przetrwać, bo trzymają się razem.

Słońce już śpi, teraz już tylko harcują gwiazdy i leniwy księżyc, a  Ty znów jesteś przy stoliku i karmisz papier swoimi słowami ile tomów jeszcze zapiszesz? Ile słów wylejesz ?  A ile z nich poślesz wraz z motylami na powietrze w liście, ile puścisz na tratwie z liści strumykiem, ile w butelce na skrawku karteczki, która popłynie morzem? A ile wreszcie spadnie na ziemię i nikt poza Bogiem ich nie odczyta? To wie tylko twój Ojciec w niebie, ale do tego przecież cię powołał, abyś służył innym, a on sam da ci to, czego pragniesz.

Dlatego nie na darmo masz piórem walczyć, a nie karabinem, sercem, a nie gniewem, słodkim szeptem, a nie szaleńczym krzykiem.Miłością, a nie zdradą, przyjaźnią, a nie zawiścią. Ramionami, a nie łokciami, rozłożoną ręką wyciągniętą ku górze, a nie pięścią zaciśniętą i skierowaną ku dołowi. Tego wszystkiego uczy cię Bóg, jego słuchaj, a będziesz szczęśliwy i bez utrapień.

Na zawsze.




wtorek, 23 kwietnia 2013

Halo? To ja twoje serduszko.

Żebyś ty poeto poznał siebie na tyle, aby wiedzieć co sprawiłoby tobie radość. Przez ten  świat chodzisz i wciąż szukasz utraconego anioła i piórek, które pospadały przy jego odlocie. A choć Bóg zesłał ci swoje sługi, aby te podnosiły cię, ty na przekór światu w uporze maniaka wciąż chodzisz, nie umiejąc trafić do celu. Jesteś uparty i ufny wobec Ojca w niebie, dlatego będzie ci dane, to, czego pragniesz, aby mieć jeszcze więcej sytuacji, z których mógłbyś wyciągnąć natchnienie.

Inne jednak słodsze, aby to nie zwiodło cie do ślepej uliczki, bo chusteczek na tym świecie nie starczy, aby twoich łez potoki osuszyć. Cieszą cię zwierzęta, ptaków śpiewu słuchasz, oglądasz je, kiedy szybują, a choć koty przed tobą uciekają, ty z utęsknieniem wyglądasz za motylami - może wyjdziesz ich poszukać na łące? Jak daleko jeszcze posuniesz się do zaspokojenia potrzeb estetycznego piękna i zachwytu nad życiem? A choć świadomość masz, że sam na miłość Bożą wpływu nie masz, bo przecież przez Boga zdefiniowana została przed wiekami, to tęsknisz za manifestacją uczuć swego serca. Czekaj więc, bo teraz ja serce twoje mówię ci, na co masz popatrzeć.

Usiądź artysto w swoim fotelu otul się kocem i pomyśl o tych, którzy umarli, abyś ty żyć dziś mógł. Wiedz, że nie tylko Chrystus to dla ciebie zrobił, ale i wiele ludzi, którzy wyznawali jego obietnicę, a śmierć z powodu prawdy ponieśli. Potem w pięknie świata odnajdź to, co zainspirowało cię do tworzenia. Szepczesz pod nosem, że to niespełniona miłość i porzucenie. A ja ci mówię, ja serce twoje, że to nie z tęsknoty piszesz, a z radości. A jeśli przeczysz to ja pokażę to tobie teraz.

Spójrz w gwiazdy, a potem zamknij swe oczy i tańcz do wiatru tego wieczora, który szumi w uszy twoje, abyś został ukołysany w myślach swoich. W marzeniach masz miłość, ale dziś nie czerpiesz jej z piersi swej kobiety, lecz z rąk swego Pana, który przynosi ci ją zupełnie za darmo. A on sam wcześniej dał Ci do swojego wnętrza, że miłość jego rozumiesz, ale bezprawnie z niej korzystałeś, bo się zagubiłeś i dałeś ponieść własnej pożądliwości. Dlatego słuchając napomnienia odwróciłeś się od czegoś, co robiło z Ciebie niewolnika, jeden smutek z głowy! A potem te myśli jeszcze o wszystkim, jakby się koło zębate zatrzymało prawda? Choć ziemia się kręci Ty stoisz, wraz z czasem swoim, będąc niezależny wobec swoich pragnień. Trwaj tak na skale swej wiary, artysto proszę cię.

Serce twoje cieszy się z wolności twojej i samo pragnie móc kochać tak, jak sam o miłości pisałeś kiedyś, kiedy jeszcze dusza twa nie słyszała o krwi Zbawiciela. Jakże jest to piękność w oczach Twoich, skoro pragniesz dobroci, czystości i wiele innych. Serce się pod tym podpisuje, a mówi ci abyś strzegł swojego skarbu - wiedzy o tym, jak prawdziwie kochać, bez zazdrości, złości i przygnębienia. A ciała swego nie słuchaj - jest krnąbrne i zuchwałe, musisz je ujarzmić przez ducha swego. Pamiętaj słuchaj Pana swego, a ten cię nie zawiedzie, jak uczucia twoje i zmysły twoje.

Lecz czy ty zechcesz słuchać serca swojego, które puka do uszu twoich i chce byś go używał dla dobra nie swego, a innych? Nie dla siebie pragnij, a innym usłuż, wtedy ty również zostaniesz ukochany, tak jak dusza twoja pragnie tego od lat młodzieńczych.

sobota, 20 kwietnia 2013

W zniewoleniu własnych uczuć

Poeta zamyślony stoi na łące, ale jedynie we własnej głowie, bowiem za oknem już zmrok. Myśli o tym, czego pragnie dusza jego. A chociaż przez dni ostatnich kilka zadręczał się niepotrzebnie, to już minęło, bo w przeszłość zgodnie z zasadą "nie potrzebuję" nie spogląda. Ogarnia go spokój, którego potrzebował. Nie wie co go uspokoiło. Czy to wiatr wiejący prosto w jego twarz, czy może wczorajszy pokaz lotów, bynajmniej nie kosmicznych, a ptasich. Ciężki to był tydzień dla niego, pełen wzlotów i upadków, żalów, ale i radości. Jaki więc zrobiłby bilans? Żaden, bo nie ma ku temu potrzeby.

Musi badać własne serce. Stoi w myślach swoich na trawie, lecz wokół pusto. Mylnie myśli, że nie ma nikogo, bo przecież wokół krążą różne siły. Z jednymi chce się utożsamiać, a inne zatruwają myśli jego, chcąc zmusić go do żalu i strumyków łez na policzkach. Lecz fizycznie jest sam, nie ma nikogo wokół. Żaden człowiek nie ma wpływu na to, co teraz myśli i czuje artysta stojący bosymi stopami na pustej przestrzeni. Jest tylko on i Bóg. Nie odpływa on lecz zadaje Panu pytanie o to, dlaczego jest w ten sposób targany od wnętrza? Dlaczego czasami czuje się samotny, nawet jeśli otaczają go ludzie?

Pustka. Cisza, ale spokojna i bezchmurna. Kwiaty wokół, motyli mnóstwo, może jakieś ptaki przylecą i pośpiewają swoje pieśni? Nie ma namiętności, ani goryczy i to jest pozytywnością. Pożądliwości z ciała, w nim są ukryte i od niego pochodzą. Zwodnicze serce kieruje na oszałamiającą zmysłowość, która chce zamroczyć oczy ducha. Nieujarzmione zmysły chcą reagować inaczej, lecz artysta nie chce się miotać, bo inaczej zostałby rozerwany na tysiące kawałków. A letni przecież być nie może. Delikatność go otula i iskierka nadziei, że harmonia będzie mieszkać, a nie tylko przebywać tymczasowo w serduszku.

Usiadł wreszcie na kamieniu ze wzrokiem wzniesionym na Pana, lecz nie smuci się. Karmi się zapachem i muzyką ze swego wnętrza. Wichry ucichły i nie szumi mu w uszach. A choć w głowie marzenia ma o dłoniach trzymających jego ręce umoczone w atramencie swojego istnienia, czeka. Bo cóż ma począć, skoro nie on wytycza granicę, gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna się poezja. Gdzie kończy się dramat, a zaczyna się liryka. Gdzie proza łączy się z wierszem, a miłość oplata ramionami spragnionego wody tancerza w wiśniowej marynarce. Nie on sam, a o tym decyduje jego Pan dobry i kochający ponad wszystko wyłącznie dobro.

Dlatego dopóki trwa i pisze, to jego pragnienia są żywe. Dopóki pragnie, dopóty prosi, a kiedy wreszcie się spełni, doceni czas, w którym mógł w spokoju poukładać układanki, złe kawałki wyrzucić, a zniszczone zmienić na nowe, aby obrazek życia był bardziej kolorowy. Dopóki starczy atramentu, dopóty tworzy. A wierzy, że Bóg widzi jego słowa, a odpowiada na nie: "trwaj poeto, przetrwasz burze, przetrwasz pustkę, jeśli będziesz mi ufał". A pisarz przytakuje, uśmiecha się, przeprasza znów za wszystko, co złe i wraca. Do rzeczywistości, aby przemykając się między swoimi pragnieniami przetrwać i zaatakować wrogie siły w modlitwie. Nie odpuści teraz przeciwnikowi, który go zniechęca, bowiem Duch Święty jest w jego wnętrzu, a wiarą swoją odeprze wszystko, co będzie przeczyło przyszłości okraszonej szczęściem.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Uznaję Twój autorytet i dzięki niemu mogę trwać

Poeta mógłby się zatracić w tym świecie, jeśli nie uczepiłby się Boga. Musi wykazać się roztropnością i odpornością, kiedy wzrok jego wodzony jest ku pokusie. Co najlepsze nie jest zmuszony się smucić, ponieważ Duch we wnętrzu jego jest pocieszycielem. Dlatego oczy swoje odwraca od nierządnic tego świata, które mogłyby pociągnąć go w przeciwnym kierunku, niż jest mu to przez duchowość jego wytyczone.

Promienie słoneczne padają na twarz, aby dać okruchy szczęścia. Niebo niebieskie jest dla wszystkich, którzy pod nim mieszkają. Artysta wznosząc ku niemu swe ręce jest rozweselony, albowiem Bóg tworząc świat przyrody wiedział, że tkliwe serce będzie się nim radować. Hołdem jego dziękczynnym jest psalm zanoszony ku jego Królowi, który siedzi po prawicy Boga najwyższego.

Poeta jest wolny. Każdego dnia, kiedy słońce toczy się ku zachodowi, on jest szczęśliwy, że przez ofiarność Chrystusową może oddychać spokojnie. Ufa, że wszystko, co przeżył miało jakiś cel. Uświadamia sobie, jak malutki jest wobec wszystkiego, co go otacza. Otula go miłość jego Boga, z którym rozmawia i korzy się przed nim, jeśli Jego oblicze zalane jest łzami, za występki sługi.

Natchnienie do swej pracy talentu, czerpie z obserwacji świata. Wszystkie uczucia ma w sercu, a jest ich taka mnogość, że niemal się z niego rozlewają. Innym źródłem, z którego czerpie jest Duch oraz Słowo Boga, przy pomocy którego uczy się i rozwija. Nie porzuci drogi światła, albowiem chce być Bożym artystą, widocznym dla Królestwa Bożego. Nauczycielowi swojemu chce się podobać, lecz nie światu, pełnemu zagubienia i zatracenia. Dlatego pragnie iść i rozkoszować się tym, co z Nieba jest mu dane, odrzuca za to obłudę i zwodnicze działania złego, który wichrem chce zrzucić go ze skały wiary. W zamian oferuje mu nic nie warte zabawki i złote klejnoty. Poeta jednak w skromności chce żyć, jak jego pasterz, bo tak mu przykazał. Wiarą jest swą umocniony i obietnicą z Nieba, której pewien jest, że się spełni.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Czas zawirował

Stojąc w miejscu, nie może poeta iść naprzód. Nawet wie więcej: stojąc, niemal cofa się, bo nie rozwija się. Stratę uznał za zysk, więc po co zadręcza się czymś, co już go nie dotyczy? Niepotrzebnie traci czas, kiedy w świecie kwiat trzeba zerwać, a on wciąż kory drzew się uczepił, czekając znów na zielone liście. Tylko po co czeka na nie, skoro pudełko na liście spłonęło wraz z jego niespełnionymi marzeniami, o jego zapełnieniu?

Kiedy pytałem się Ciebie Panie, o to dlaczego, to Ty dokładnie pokazałeś mi niemal swym palcem rzekłeś: "właśnie dlatego". Usłyszałem niemal "po co się męczysz poeto z czymś, co już Cię nie kształtuje od lat w dobrym kierunku, jaki ja ci wytyczyłem?" A ja przytaknąłem w szerokim uśmiechu i dziękowałem wielokrotnie za tą drogę, z której mnie wziąłeś. Przepraszam Ciebie jednocześnie za wszystkie niesforności nowo narodzonego dzieciaka, jakiego we mnie ukształtowałeś, kiedy z wody życia moje ciało się podniosło. Wszelkie nieczystości wypłukałeś i zmyłeś raz na zawsze. A ja czasem znów przychodzę pobrudzony, bo jak to małe dzieci - upaćkają się bawiąc się poza domem spokoju. Ale Ty karcisz mnie, tak jak surowy, lecz sprawiedliwy ojciec. Dziękuję Ci - inaczej jeślibyśmy byli niesforni w swojej duchowości, po co byś nas napominał, do zmian swojego postępowania?

A Ty Królu mój, panuj w moim sercu, bo mówisz, abyśmy o tym co w górze jest myśleli, a nie tym co tutaj na dole, które przyjdziesz i skruszysz prawdą i majestatem swoim. Dlatego właśnie zabrałeś mi coś, dając w zamian ochronę przed smutkiem. Czas zatrzymuję wreszcie, bo dostanę zawrotów głowy od swojego rozproszenia. Zatrzymuję go będąc w miejscu, lecz podejmuję wyzwanie zmian. Jednak ani oglądać za siebie się nie zamierzam, bo dni utraconych ani nie przywrócę ja, ani nikt inny tutaj. Teraz chcę by liczył się dla mnie dzień jutrzejszy, bo dziś powoli zmyka i wymyka mi się sprzed myśli moich.

Przynoszę Ci moje grzechy, prosząc o uniewinnienie. Jednocześnie wierzę, że zgodnie z Twoją obietnicą oddalasz ode mnie złe chwile jak wschód od zachodu, a ja tak samo oddalając się od nich chcę o nich zapomnieć, a wzrok coraz wierniej kierować ku Tobie Panie, budując Twoje królestwo, słowem, czynem i zmianą życia, aby być podobnym do Ciebie Chryste, który swoją ofiarą za mnie odkupiłeś życie wszystkich ludzi. Naucz mnie jak żyć, aby nie krzywdzić innych, ani samego siebie nie skazywać na utrapienie. Chcę dążyć za Twoim poselstwem w świecie i w każdej chwili radzić się w duchu co uczynić, aby niesforność swą podporządkować Twojej woli, bo nic co moje, moje nie jest, lecz Twoje Chryste, który mnie prowadzisz. Niech nawet okruszek pychy nie przesypie się przez sitko mojego życia, uznając wszystko co tutaj na ziemi za moje, skoro wszystko otrzymałem od Ciebie na chwilę, bo pobyt tutaj to tylko chwilka w porównaniu z wiecznością. Dlatego uznałem Cię za mojego Pana, a wszystko choć od Ciebie pochodzi w podarku dla mnie, nadal jest Twoje - ja tylko tego używam, bo pozwoliłeś mi to czynić. Jednak nauczyć od Ciebie muszę się wiele, ufam jednak, że poprowadzisz mnie w drodze, na której stoję, bo nikt tak nie potrafi mnie kochać jak Ty, więc któż byłby tutaj na świecie dla mnie lepszy od Ciebie?

Dlatego dziękuję Ci za ten dzień i ofiarą moją dla Ciebie, niech będzie nauka dnia następnego, aby być jeszcze bardziej podobnym do Ciebie, aż wreszcie się spotkamy, a Ty nie wyrzekniesz się poety, tego me serce dziś pragnie, aby móc służyć Ci słowem swym po wsze czasy, szczerze i od serca, jak nikomu innemu.