środa, 10 lipca 2013

Odlecę? Czy będę siedział na kamieniu?

Ptakiem siebie nieraz nazywam i w myślach frunę nad lasami niczym wielki brunatny orzeł. Zastanawiam się czy dziś wzbiję się w przestworza, aby móc świat podziwiać z góry? Ale przecież orzeł śpi o tej porze, a lata w dzień. Tylko czy ja latam w dzień? Chyba usiadłem na kamieniu, aby odpocząć od wszystkiego. A to niedobrze, bo przecież skrzydło moje, choć w bandażu to przecież już może odbić ciało od podłoża. Ale jestem leniwym orłem.

A leciałem dniami i nocami, po to, aby być szczęśliwym. A czy teraz jestem wesołym poetą? Pewnie, że jestem rozweselonym artystą, ale jakby takim pasywnym wobec tego, co trzeba jeszcze zrobić. A jeszcze tyle jest do zrobienia, a czasu coraz mniej, obudź się wreszcie nim będzie za późno Kocie!

Ach tak, tak już nie śpię przecież. Tak od nowa wszystko trzeba złożyć? A gdzie tam! Wystarczy to, co zbędne wyrzucić, bo podstawy to Ty już dawno masz odpowiednie przecież. Skoro od grzechu się nawróciłeś, nie pozwól by on wrócił. Skoro narodziłeś się na nowo, nie musisz przechodzić tego powtórnie. Skoro Pan Twój umarł za Ciebie na golgocie, zrobił to raz i do końca, z wszelkiej swojej mocy zło w ciele swoim zabierając. Skoro Duch w tobie Święty mieszka, to spraw, aby było mu w Tobie jak najwygodniej i jak najlepiej.

Na szczęście ja nie muszę się błąkać już po świecie. Nie muszę się zamartwiać, bo Pan mój jest ze mną. A choć ciało moje ze mną walczy, ono umrze, czy chce, czy nie chce i tylko Duch pozostanie, aby dać mi odmienione życie. Wszystko co słabe ustąpi i na to miejsce Bóg mój da coś innego. Bo to co osłabione, tego my ludzie już nie naprawimy, bo musi to umrzeć, aby Pan nasz mógł dać nam coś zupełnie innego.

Miesiąc łzy wylewałem rok temu, a niepotrzebnie, bo przecież w mocy Bożej nie musiałem, Bóg się troszczył cały czas i będzie to robić, dopóki ja będę chciał, aby on był przy mnie. A i teraz niepotrzebnie bym się zamartwiał, skoro mam żyć jak zwycięsca dzięki mocy Bożej zbroi. A niepotrzebny mi świat do szczęścia. Dla mnie zawsze miłość była najważniejsza i do dziś się to nie zmieniło. Jednak dziś źródło tej miłości jest inne, bo nie z ciała, ani z duszy pochodzi lecz prosto z rąk mego Ojca w niebie. Więc czy może być coś lepszego od tego?

A czy odlecę? Już rozpościeram skrzydła do lotu i odfrunę, by skrobać piórem gdzieś indziej, o czym innym i w innym czasie, lecz zawsze będę leciał w stronę nauczyciela mego Jezusa Chrystusa. A on będzie leczyć moje rany, które sam sobie zadam przez nieposłuszeństwo Ojcu, lecz ufam mu, że niosąc codziennie swój krzyż wiary cel mój będzie tego warty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz