niedziela, 21 lipca 2013

O miłości...

Kiedy kończy się miłość słodka?
Gdy zabraknie zaufania tak nagle,
Lub gdy go nie ma od początku,
Wtedy wszystko jest takie zakryte,
A paradoks artysty polega na tym,
Że kobiety są dla niego różne,
Destruktywne i budujące za razem,
Wybrać musi jednak tą, od Boga.

A serce poety może radość przyjąć,
Smutek jednakże także przytulić,
Bo ma pewną tolerancję na rozpacz,
Do granicy, za którą może go zniszczyć,
Bo przecież tulenie nie jest złe, ani pocałunek,
Lecz jeśli z jednej strony jest cukier,
A z drugiej strony gorzkie, powolne łzy,
Wtedy nie nazwie tego dobrą drogą,
Lecz powie, że zagubiony jest,
Bo dusza i serce rozrywają go w obie strony.

A dziś swe oczy kieruję ku niebu,
Bo jego błękit i śmietana chmur,
Działają kojąco na moje istnienie,
Niepotrzebne mi troski światowe,
Bo i ja do świata wstręt noszę,
Za to, co uczynił wielokrotnie,
W moim życiu okrutnik ognia,
Który pragnie bym wciąż upadał,
Lecz Pan mój mnie podnosi i chroni.

Cóż więc powiem o miłości?
Że jest w duchu moim,
Do serca ma mego dostęp,
Nie jest powodem smutku,
Lecz pokoju i lekkości,
Bo choć w ciele się nie realizuje,
To serce musi dorosnąć,
Aby ręce mogły się trzymać razem,
A uśmiechy być wspólne ku niebu,
Żeby Bóg mógł być błogosławieństwem,
Dla ich cudownego złączenia w ukojeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz