środa, 22 maja 2013

Co na myśl się nasunie?

Co miał autor na myśli, kiedy stworzył to, co później zostało przeczytane? A co miał w sercu, kiedy litery w słowa poskładał, te w wersy, później w zdania, aż opowieść powstała, która do dziś końca nie ma. A jeszcze poezją się para poeta, co chce rymować. A najlepsze natchnienie przychodzi do niego z rąk Bożych zazwyczaj albo gdzieś totalnie przeludnionych miejscach albo nocą, kiedy gwiazdy srebrem pokrywają niebo.

Artysta myśli nieszablonowo, często tak pogmatwanie, że sam gubi się w gąszczu swoich przemyśleń nad światem, swoim życiem i rozwojem wydarzeń. A kiedy nie zajmuje się myśleniem, potrafi tworzyć bez udziału tego, co w tym wszystkim przeszkadza. Wtedy płynie na swoim okręcie, którego sam przez natchnienie prowadzi. Lecz dziś cały czas pragnie, aby Duch był marynarzem na jego statku, którego on sam już nie prowadzi, ale właśnie światło, co przed sobą chce postawić i do niego dążyć.

Cóż się przyśni poecie, żeby mógł powiedzieć, że z atramentu stworzy coś pięknego, a w nocy ujawnionego? Czasem się ze snów swoich śmieje, są jakby marzeniami, ale nie kocimi, lecz przez ich próżność odrzuca cokolwiek swoją wielkość, bo jest tylko sługą powołanym do pisania innym. Tylko poeta, tylko długopis swój trzyma, czasem mając wrażenie, że przeżywa po raz kolejny Déjà vu. A potem okazuje się, że to było w śnie i, że się spełniło. A potem co innego znów pod czaszkę się wciśnie, aby zająć myśli niemiłosiernie utrudnia jeszcze wszystko bardziej i bardziej.

A czasem wszystko gaśnie, świeczki na wietrze, co policzki zarumienia, niczym nie zajęty, słucha głosów ptasich grajków, przyśpiewując radośnie Bogu, ogłaszając jego moc i wielkość ponad wszystkim. Myśli swe porzuca, bo jakby tylko to robił, stałby się filozofem albo jeszcze kimś gorszym. A w lekkości żyć chce, bo lekkością może tworzyć. W delikatne dłonie kwiaty włożyć, do włosów niewieścich przypiąć liścik, co mu w oku zaświecił przed wieczorem. A jeszcze ręce z atramentu w strumyku zmyć, moczyć swe stopy, oglądać motyle i skaczące do stawu żaby.

A jak już wkład się wypisze, atrament skończy to pióro odłoży, gdzieś w policzki szepnie słówko, bo cóż więcej w świecie mu zostało, jak tylko słuchać Pana swego i móc uczucia z Jego rąk zaszczepione w poecim sercu przekazać innej duszy. Tylko by chciał coby to harmonii jego nie naruszy, bo chce być czyimś po części dla kogoś, a w reszcie dla Pana w służbie dla dłoni dobrych, radosnych oczu, kochanych ramion i zasypiając chce pocałunkiem zamknąć całą noc w cichym szepcie, kołysząc się w rytm muzyki świerszczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz