piątek, 26 kwietnia 2013

Atramentu zakup więcej.

Zatrzymałeś się poeto w czasie. Porywasz serce swoje, żeby patrzyło na to wszystko, co przed nim. Bierzesz długopis i piszesz po południu i wieczorem. Znów ambicje masz na bycie kimś lepszym w swoim talencie, pisząc poemat długości stonogi, gdzie kartek jest koło dwudziestu, a wersów kilkaset. Piszesz poemat dziennik, co w duszy ci gra, chcesz tworzyć. A spoważniałeś poeto, to znak, że już dojrzalej chcesz określić, śladem po papierze swoje aspiracje przed chmurą, pod niebem błękitu. Że też ci się to nie nudzi kochający człowieku.

I przekonujesz sam siebie, że to, jak kiedyś, ale inaczej. A dlaczego inaczej, skoro forma podobna? Ano dlatego, bo dziś możesz być, jak to mówią inni przybity i markotny, ale na drugi dzień możesz być szczęśliwy, bo śnisz inaczej. Czasem zasypiasz i budzisz się, bo latarnie przy drodze Cię budzą, bo słyszysz głosy, innym razem śpisz, jak kamień. A potem budzisz się i w górę wznosisz ręce i NIEWAŻNE dlaczego, ale zawsze z życiem. Rozmawiasz z Bogiem. Przepraszasz, dziękujesz i prosisz, zazwyczaj w takiej kolejności. Piszesz przez Niego, dla Niego o sobie i dla innych i dla siebie, ale chcesz być szczęśliwy. Łapiesz chwilę i nie puszczasz, dopóki iskierka nie zapłonie w oczach Twoich.

Uparty artysto. Kochasz Boga, kochasz ludzi i błogosławisz im, nawet największym zdrajcom, którzy słowami pobili Cię do wewnętrznego płaczu. Błogosławisz często każdego człowieka, zanim spojrzysz na niego, a to nic, że nie musi on być przy Bogu, ty chcesz aby był szczęśliwy. Bożym poselstwem chcesz przekazać światu, że choć sam czasem się smucisz w niedokończonej bajce własnego życia, masz w świecie coś pięknego. Zawsze szukasz głosu Bożego w tym, co Cię otacza. W pięknie pachnącego powiewu kwitnących drzew, w śpiewie ptaków, w mrówkach, które dziś miliardami wyszły i w tłoku poczęły maszerować nie wiadomo gdzie i po co, mówiąc Ci, abyś był pracowity jak one, które potrafią przetrwać, bo trzymają się razem.

Słońce już śpi, teraz już tylko harcują gwiazdy i leniwy księżyc, a  Ty znów jesteś przy stoliku i karmisz papier swoimi słowami ile tomów jeszcze zapiszesz? Ile słów wylejesz ?  A ile z nich poślesz wraz z motylami na powietrze w liście, ile puścisz na tratwie z liści strumykiem, ile w butelce na skrawku karteczki, która popłynie morzem? A ile wreszcie spadnie na ziemię i nikt poza Bogiem ich nie odczyta? To wie tylko twój Ojciec w niebie, ale do tego przecież cię powołał, abyś służył innym, a on sam da ci to, czego pragniesz.

Dlatego nie na darmo masz piórem walczyć, a nie karabinem, sercem, a nie gniewem, słodkim szeptem, a nie szaleńczym krzykiem.Miłością, a nie zdradą, przyjaźnią, a nie zawiścią. Ramionami, a nie łokciami, rozłożoną ręką wyciągniętą ku górze, a nie pięścią zaciśniętą i skierowaną ku dołowi. Tego wszystkiego uczy cię Bóg, jego słuchaj, a będziesz szczęśliwy i bez utrapień.

Na zawsze.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz