wtorek, 16 kwietnia 2013

Czas zawirował

Stojąc w miejscu, nie może poeta iść naprzód. Nawet wie więcej: stojąc, niemal cofa się, bo nie rozwija się. Stratę uznał za zysk, więc po co zadręcza się czymś, co już go nie dotyczy? Niepotrzebnie traci czas, kiedy w świecie kwiat trzeba zerwać, a on wciąż kory drzew się uczepił, czekając znów na zielone liście. Tylko po co czeka na nie, skoro pudełko na liście spłonęło wraz z jego niespełnionymi marzeniami, o jego zapełnieniu?

Kiedy pytałem się Ciebie Panie, o to dlaczego, to Ty dokładnie pokazałeś mi niemal swym palcem rzekłeś: "właśnie dlatego". Usłyszałem niemal "po co się męczysz poeto z czymś, co już Cię nie kształtuje od lat w dobrym kierunku, jaki ja ci wytyczyłem?" A ja przytaknąłem w szerokim uśmiechu i dziękowałem wielokrotnie za tą drogę, z której mnie wziąłeś. Przepraszam Ciebie jednocześnie za wszystkie niesforności nowo narodzonego dzieciaka, jakiego we mnie ukształtowałeś, kiedy z wody życia moje ciało się podniosło. Wszelkie nieczystości wypłukałeś i zmyłeś raz na zawsze. A ja czasem znów przychodzę pobrudzony, bo jak to małe dzieci - upaćkają się bawiąc się poza domem spokoju. Ale Ty karcisz mnie, tak jak surowy, lecz sprawiedliwy ojciec. Dziękuję Ci - inaczej jeślibyśmy byli niesforni w swojej duchowości, po co byś nas napominał, do zmian swojego postępowania?

A Ty Królu mój, panuj w moim sercu, bo mówisz, abyśmy o tym co w górze jest myśleli, a nie tym co tutaj na dole, które przyjdziesz i skruszysz prawdą i majestatem swoim. Dlatego właśnie zabrałeś mi coś, dając w zamian ochronę przed smutkiem. Czas zatrzymuję wreszcie, bo dostanę zawrotów głowy od swojego rozproszenia. Zatrzymuję go będąc w miejscu, lecz podejmuję wyzwanie zmian. Jednak ani oglądać za siebie się nie zamierzam, bo dni utraconych ani nie przywrócę ja, ani nikt inny tutaj. Teraz chcę by liczył się dla mnie dzień jutrzejszy, bo dziś powoli zmyka i wymyka mi się sprzed myśli moich.

Przynoszę Ci moje grzechy, prosząc o uniewinnienie. Jednocześnie wierzę, że zgodnie z Twoją obietnicą oddalasz ode mnie złe chwile jak wschód od zachodu, a ja tak samo oddalając się od nich chcę o nich zapomnieć, a wzrok coraz wierniej kierować ku Tobie Panie, budując Twoje królestwo, słowem, czynem i zmianą życia, aby być podobnym do Ciebie Chryste, który swoją ofiarą za mnie odkupiłeś życie wszystkich ludzi. Naucz mnie jak żyć, aby nie krzywdzić innych, ani samego siebie nie skazywać na utrapienie. Chcę dążyć za Twoim poselstwem w świecie i w każdej chwili radzić się w duchu co uczynić, aby niesforność swą podporządkować Twojej woli, bo nic co moje, moje nie jest, lecz Twoje Chryste, który mnie prowadzisz. Niech nawet okruszek pychy nie przesypie się przez sitko mojego życia, uznając wszystko co tutaj na ziemi za moje, skoro wszystko otrzymałem od Ciebie na chwilę, bo pobyt tutaj to tylko chwilka w porównaniu z wiecznością. Dlatego uznałem Cię za mojego Pana, a wszystko choć od Ciebie pochodzi w podarku dla mnie, nadal jest Twoje - ja tylko tego używam, bo pozwoliłeś mi to czynić. Jednak nauczyć od Ciebie muszę się wiele, ufam jednak, że poprowadzisz mnie w drodze, na której stoję, bo nikt tak nie potrafi mnie kochać jak Ty, więc któż byłby tutaj na świecie dla mnie lepszy od Ciebie?

Dlatego dziękuję Ci za ten dzień i ofiarą moją dla Ciebie, niech będzie nauka dnia następnego, aby być jeszcze bardziej podobnym do Ciebie, aż wreszcie się spotkamy, a Ty nie wyrzekniesz się poety, tego me serce dziś pragnie, aby móc służyć Ci słowem swym po wsze czasy, szczerze i od serca, jak nikomu innemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz